Go down
Hades
Hades
Admin
Liczba postów : 562

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Bambusowe Wzgórze Empty Bambusowe Wzgórze

Czw Lut 20, 2020 3:00 pm
Wzgórze pokryte lasem bambusowym. Jest drzewiasty, płożący się, kępiasty i krzewiasty. Bambus ma odgałęzienia boczne od kilku do wielu, przy czym dominujących pędów jest zwykle od 1 do 3. Liście zwykle wyprostowane, różnych rozmiarów, a kwiaty zebrane w silnie rozgałęziony kwiatostan.
Na końcu ścieżki wiodącej przez bambusowe korytarze, znajduje się niewielka, zarośnięta i podniszczona świątynia. Z każdej strony porośnięta jest bluszczem i mchem. O dziwo, ktoś ciągle o nią dba, ponieważ w jej wnętrzu, przed ołtarzem zapalone są świece i ułożone świeżo zebrane kwiaty.
Kitsune
Kitsune
Liczba postów : 51

Kosmos
Frakcja: Rycerze Ateny
Zbroja:

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Pią Cze 12, 2020 1:26 am

Wiatr powiewał delikatnie, unosząc luźne kosmyki moich włosów, nie zwracałam jednak na to uwagi. Oczy miałam zamknięte, dłonie złożone, ustawione na wysokości klatki piersiowej, plecy wyprostowane, głowę nieco pochyloną. Przede mną na ołtarzyku płonęły świece, a między nimi w ułożonej na niewielkiej miseczce grudce ziemi tkwił patyczek, którego koniec tlił się delikatnie. Delikatny zapach kadzidła rozchodził się wraz z dymkiem, a ja klęczałam pogrążona w ciszy. Nawet Kiba siedział dziś wyjątkowo cicho, pozwalając mi na spokojną modlitwę. Prosiłam bogów o zdrowie i dobrobyt rodziny, siły na nadchodzący dzień, a także o łaskę bogini słońca Amaterasu, bym któregoś dnia mogła zostać jej wojowniczką. Mistrz Khodo nazywał ją Ateną, ja jednak wiedziałam, że jest ona odzwierciedleniem właśnie Świecącej Na Niebie. W każdym zakątku świata ci sami bogowie nazywani byli różnymi imionami, wciąż jednak pozostawali tacy sami.
Kiba szczeknął, zaskomlał, co znaczyło, że ktoś się zbliża. Wyprostowałam się, sięgnęłam po maskę, którą przed modlitwą zawsze odkładałam na bok (bóstwom bowiem należy okazywać szacunek i nie skrywać własnego oblicza), po czym założyłam ją na twarz i zaczęłam wstawać. Sięgnęłam po kadzidełko, dogaszając je i odkładając, cofnęłam się kilka kroków i wykonałam głęboki ukłon. Gdy się prostowałam, słyszałam już za plecami kroki.
- Znów się modliłaś? Bogowie nie wymagają od ludzi codziennych modłów - miękki męski głos rozszedł się echem po ścianach. Odwróciłam się na pięcie.
- Mimo wszystko należy okazywać im szacunek, Sagion-kun - odpowiedziałam gładko, kierując się od razu do wyjścia, a wilczek bez zastanowienia ruszył moim śladem.
Chłopak nie odpowiedział, po prostu się odwrócił i poprowadził mnie w stronę niewielkiej polanki między bambusami. Tam też przysiadł, wskazując mi miejsce przed sobą, więc usadowiłam się naprzeciwko. Dziś była kolej medytacji i doskonalenia zmysłu kosmosu. Sagion tłumaczył mi cierpliwie, co i jak powinnam robić, choć doskonale to wiedziałam. Wbrew pozorom na medytacji się znałam i trochę już mnie drażniło to mentorowanie, zachowałam jednak swoje myśli dla siebie. Pomagał mi - to było ważniejsze. Rozluźniłam zatem swoje mięśnie, przymknęłam powieki i unormowałam oddech, skupiając się na swoim wnętrzu.
Kitsune
Kitsune
Liczba postów : 51

Kosmos
Frakcja: Rycerze Ateny
Zbroja:

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Wto Cze 30, 2020 4:25 pm

Lubiłam medytację. Praktykował ją ojciec, matce też się zdarzało, ale dla mnie była ona czymś więcej niż tylko wyciszaniem się, wzajemnym dostrajaniem umysłu i ciała, jak nazywał to Otoshi. Gdy nauczyłam się poprawnej medytacji, stopniowo zaczęłam odkrywać w sobie coś, czego wtedy nie rozumiałam, a czego zrozumienie przyszło dopiero po długich latach i opuszczeniu rodzinnego domu. Już wtedy wyczuwałam swój własny kosmos, choć był jeszcze na tyle uśpiony, że nie byłam w stanie nic z nim zrobić. Dziś było inaczej.
Zagłębiłam się w sobie, przechodząc coraz dalej, przy okazji odkrywając kolejne warstwy swojego jestestwa, aż wreszcie dotarłam do źródła. Czułam swoje ciało, każdą kończynę, każdy skrawek skóry, najdrobniejsze muśnięcie lekkiego wiatru, ale też wyczuwałam własną energię, która krążyła w tym ciele żywo jak jeszcze nigdy. To było jak płynny ogień w żyłach wzburzający mą krew, gdy tego potrzebowałam. Potrafiłam uwolnić go całościowo tak, że wręcz parował na całej powierzchni skóry, ale też umiałam ograniczyć to do konkretnych części ciała, jak ręka czy noga. Dziś chciałam zacząć pomału, otwierać kolejne pojedyncze źródła, wpierw przepuścić kosmos przez palce, a dopiero potem iść dalej. Wciąż nie otwierając oczu, poruszyłam delikatnie palcami, wypuszczając z nich cieniutkie strugi energii, która tańczyła na opuszkach. Energii, która stopniowo zaczęła otaczać całą powierzchnię paznokci, knykcie, każdą kolejną kostkę w palcach, potem całych dłoni. Na moment zatrzymałam ją tuż przed linią nadgarstka, pozwalając, by skóra na dłoniach parowała, emanując tą niesamowitą mocą. Kosmos był fascynujący, samo słuchanie o nim sprawiało, że czułam się w jakiś przedziwny sposób związana ze światem i wszystkim tym, co się z nim wiązało. Za to odkrywanie własnego kosmosu, jego eksploracja, eksploatacja, zagłębianie się w każdy jego aspekt - to było jak kąpanie się w blasku największych bogów wszech czasów z pozwoleniem użyczenia sobie ich mocy. Dopóki nie spotkałam Sagiona, póki nie ruszyłam w świat, nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele ten świat może mi zaoferować i jak wiele ja sama mogę mu dać.
Nabrałam powietrza w płuca, wypuszczając je powoli ustami, a energia popłynęła dalej, mijając linię nadgarstka, łokcie, wspinając się po ramionach ku obojczykowi, na barki, by potem gładko rozlać się po plecach i klatce piersiowej i sunąć dalej. Po kilku niespiesznych chwilach całe moje ciało emanowało kosmosem, jasnym i barwnym niczym rozżarzone szczapy drewna. Czułam bijące ode mnie ciepło, nie, gorąco, które rozgrzewało każdy skrawek skóry, każdy mięsień, ścięgno... Czułam, jak krew w moich żyłach zaczyna wrzeć.
- A teraz pozostań w tym stanie, ale się wycisz - dotarł do mnie głos Sagiona. Był ode mnie starszy o kilka lat i bardziej doświadczony. Podobno pierwsze lekcje o kosmosie pobierał u swego ojca Rycerza. W kwestii treningu zawsze polegałam na jego radach, wiedziała bowiem, że chce on mi pomóc. On, mistrz Khodo, Ganke... oni wszyscy starali się pomóc w opanowaniu poszczególnych aspektów kosmosu. Shishou w szczególności, jako mentor i opiekun wszystkich kandydatów do miana Rycerza, wszystkich pretendentów. Jakże bym śmiała odrzucić to wszystko?
Po raz kolejny wciągnęłam haust powietrza, po chwili robiąc wolny wydech, a emitowana energia zaczęła zanikać, wsiąkać, chować się tuż pod powierzchnię skóry. Nie znaczyło to jednak, że kompletnie wyciszałam kosmos, co to, to nie. Wciąż go czułam, wciąż rozgrzewał mnie swoją mocą, swoim płomieniem. Płomieniem tak jasnym, tak żarzącym, że mógłby mnie spalić od środka, gdyby wymknął się spod kontroli.
- Doskonale, o to chodziło - pochwala mnie towarzysz, a w jego głosie słyszę zadowolenie. Otwieram oczy i widzę, jak wstaje, wyciągając następnie dłoń w moją stronę. - Teraz przejdźmy do dalszego etapu dzisiejszych ćwiczeń.
Chwytam jego dłoń, podnosząc się. Kilka minut później nasze pięści ścierają się ze sobą w tym jakże specyficznym tańcu zwanym starciem.
Kitsune
Kitsune
Liczba postów : 51

Kosmos
Frakcja: Rycerze Ateny
Zbroja:

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Wto Cze 30, 2020 4:26 pm

- Właściwie dlaczego każesz mi to robić? - pytam, nie wiem już który raz, odkąd przybyliśmy do Lushan. Sagion uparł się, że powinnam nauczyć się alfabetu łacińskiego, wciąż jednak nie wiedziałam, na co miałby mi się on przydać. Miałam swoją kaligrafię, znaki kanji, które stosowałam na co dzień, zapisując wszystko to, co chciałam zapamiętać, na piasku lub jakimś skrawku papieru, który udało mi się zdobyć. Wbrew pozorom nie było to proste. W domu miałam dostęp do zwojów, które zapisywałam zręcznie malowanymi pędzlem znakami, jak uczyła mnie matka. Tutaj - jako narzędzie służył mi patyk, jakiś ostrzejszy kamień, czy też pióro i naczynie z tuszem, gdy przelewałam myśli na papier. Brakowało mi praktykowania kaligrafii. W tych warunkach moje pismo stawało się... barbarzyńsko nieestetyczne.
- Już ci mówiłem. Na zachodzie stosuje się w większości alfabet łaciński, względnie grecki w samej Grecji i na terenach Sanktuarium - odpowiada, wyraźnie znużony ciągłym pytaniem o to samo.
- Ale to się mija z celem, nie będę przecież pisać łaciną czy greką, a używać rodowego pisma - powtarzam, jakby o tym zapomniał. - - Nie potrzebuję uczyć się obcych języków, zrozumiem je i tak. Jaki więc sens w nauce pisania w nich?
Sagion wzdycha i wiem, że nie odpowie mi na to pytanie. On ma swoje argumenty, ja swoje, ale żadne się nie pokrywają. Nie potrafi odpowiedzieć mi w sposób, który satysfakcjonowałby zarówno jego jak i mnie, a który jednocześnie nie znalazłby u mnie kontrargumentu. Zostajemy zatem przy wersji: "masz się tego nauczyć i bez gadania", które wypowiada tak wyniosłym tonem, jakby ustawał za mojego ojca. I ja wzdycham, przesuwając po piasku patykiem i zapisując kolejne słowa, których kazał mi się nauczyć. Słowa, zdania, sentencje. I w sumie nawet nie zauważam, gdy kolejne litery nagle przekształcają się w znaki kanji. Pół zdania po łacinie, pół po japońsku. Wzdycham, zmazując całość, i zaczynam od początku...
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Wto Cze 30, 2020 8:07 pm
___Wzgórze tonęło we względnej ciszy. Bambusowe łodygi różnej wielkości wyrastały nieregularnie z ziemi, a cichy wietrzyk bawił się ich zielonymi liśćmi. W tle świergotały ptaki, chmury leniwie płynęły po niebie, słońce przygrzewało... Pogoda sprzyjała drzemce na miękkiej trawie... A uczniowie Sanktuarium, choć rozrzuceni po całym świecie pilnie trenowali nie tylko sztuki walki. Nie w głowie im było lenistwo, choć kto ich tam wie... Zajęta nauką pisma Kitsune dźgała niewinny piasek kijem, a Saigon odszedł na bok, zajmując się swoimi sprawami. Wierny Kiba ułożył się nieopodal dziewczyny na trawie, chcąc przymknąć oczy i przysnąć, ale coś mu nie pozwalało. Kręcił się, wciągał głośno powietrze nosem, strzygł uszami. Nagle wilczek zastygł, unosząc czujnie głowę w górę. Uszy zadrgały, próbując wyłapać jakiś niesłyszalny przez ludzi dźwięk, wzrok wbijał się gdzieś między zielone łodygi i faktycznie... Jakiś cień na chwilę przysłonił płomienie słoneczne, przebijające się niepewnie przez gęstwinę bambusów. Kiba skoczył na równe nogi i pomknął w tamtą stronę, szczekając głośno. W gęstwiny nagle dało się usłyszeć szelest liści, potem uderzenie o ziemię, suchy trzask złamanego drewna i odgłos czegoś, co lekko, ale niezgrabnie opadło na ziemię. Zaraz potem rozległ się płacz... Cichy płacz, należący do małej dziewczynki, może sześcioletniej, która przestraszona nagłym szczekaniem, potknęła się o wystający z ziemi kamień. Siedziała skulona na ziemi, obejmując dłońmi głowę i starając zwinąć się w kulkę wśród opadłych liści. Obok leżał rozdarty, bambusowy koszyk, a młode, jeszcze białe kiełki bambusa rozsypały po ziemi. Na domiar złego, niezbyt czyste spodenki miała rozerwane na prawym kolanie, które sine i okrwawione prezentowało brzydkie otarcie.
Kitsune
Kitsune
Liczba postów : 51

Kosmos
Frakcja: Rycerze Ateny
Zbroja:

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Sro Lip 01, 2020 4:29 pm

Wcześniej tego nie zauważałam, nie zdawałam sobie sprawy. Sagion nie zna japońskiego, mimo to doskonale rozumiałam słowa jego, jak i jego matki już wtedy, gdy odezwali się do mnie po raz pierwszy. Wtedy nie zwróciłam na to większej uwagi, ale prawda była taka, że mój na wpół uśpiony kosmos tłumaczył mi wszystko. Potem dopiero, gdy pod okiem Khodo-shishou w pełni obudziłam ten tak zwany szósty zmysł, mistrz wyjaśnił mi, na czym to polega. Ludzki język jest jak melodia, zaś w melodii jest kosmos. Kosmos jest właściwie we wszystkim, co nas otacza, w każdej żywej istocie i każdym przedmiocie, w powietrzu i w samej wodzie. I to ciągle ten sam kosmos, choć ma różne kształty i wielkości, więc i każda melodia powstała z tego samego kosmosu. A to sprowadza się do jednego - każdy język ma w sobie ten sam kosmos, więc ten kosmos da się zrozumieć.
Trochę inaczej jest z pismem. Gdy w dawnych czasach ludzie porozumiewali się tylko słowem mówionym, życie było proste. Potem zachciało im się to wszystko zapisać, a każdy w różnych zakątkach świata robił to zupełnie inaczej. I tak oto namnożyło się różnego rodzaju alfabetów, czy innego systemu zapisu. Kanji również było alfabetem, ale uczyłam się go od maleńkości, więc poniekąd wszedł mi w krew. O ile słowo mówione można łatwo zrozumieć poprzez kosmos, o tyle to pisane wymaga nauki i zrozumienia znaczenia poszczególnych liter, znaków, słów, etc. Dlatego właśnie siedzę tu i gryzdam patykiem po ziemi, próbując zapamiętać to wszystko, co moim zdaniem i tak na nic mi się nie przyda. Własne pismo znała i rozumiałam, a do nikogo innego pisać nie miałam w zamiarze, więc użyteczność tej nauki była bliska zeru. Tylko Sagionowi tego nie wytłumaczysz tak, żeby odpuścił i nie kazał mi tu ślęczeć bez celu.
Westchnęłam przeciągle, zdając sobie sprawę, że znów przeszłam w kanji. Pod koniec zdania, ale jednak to zrobiłam. Jakiś postęp, powiedzmy. Zerkam na Kibę, który chyba nie może zasnąć, bo ciągle się kręci. Dlaczego nie mogłam się urodzić jako zwierzę? Życie byłoby o wiele prostsze i nie musiałabym w tej chwili marnować czasu na dłubanie patykiem w piasku, a zamiast tego... rozłożyłabym się przykładowo na słońcu, wygrzewając. Z chęcią pochwyciłabym kilka promieni słonecznych na twarz, ale nie mogę. Zasady mówią wyraźnie, że muszę nosić maskę, chyba że jestem w odosobnieniu. Znowu wzdycham, zmazując zapisane na wpół łaciną zdanie, chcąc zacząć od początku.
Gdzieś w krzakach słychać szmer, a Kiba momentalnie się zrywa i biegnie w tamtą stronę, wydając z siebie coś pokrewnego między szczeknięciem a szczenięcym warknięciem. Ja również zrywam się z miejsca, gdy tylko zauważam całe zajście.
- Mate!* - krzyczę za wilczkiem, choć wiem, że się nie zatrzyma, ani nawet nie zwolni. Przeklinam w duchu, ale nie mogę mieć do niego pretensji. Jest młody, to właściwie jeszcze dziecko, no i jest wilkiem, dzikim stworzeniem. Nie mogę od niego wymagać, by był mi zawsze posłuszny.
Przesadzam się susem nad większymi krzewami, już słysząc hałas, po którym następuje ciche łkanie do wtóru z warczeniem szczeniaka. I już wiem, że muszę szybko go zabrać, żeby przypadkiem nie zrobił temu dziecku krzywdy. Młody czy nie, kły i pazury ma ostre niczym moje wakizashi.
- Kiba no baka! Yamero, damare!** - warczę na zwierzaka, podbiegając bliżej, by zaraz odciągnąć go od płaczącej dziewczynki. Szczeniak patrzy na mnie z pretensją, a ja odsuwam lekko maskę z twarzy i gromię go wzrokiem. I to działa najlepiej, stal w moich oczach. Kiba cichnie i kuli się ze skruchą.
Teraz mogę rozeznać się w sytuacji, a ta nie jest idealna. Dziewczynka upadła i kuli się ze strachu, w dodatku zdarła sobie kolano, niszcząc i tak już nieco zużyte spodenki. Obok leży zniszczony koszyk, a zawartość rozsypała się dookoła. Wzdycham, wciąż jeszcze nie osłaniając w pełni twarzy. Maska nie uspokoi tego dziecka.
- Już dobrze, Kiba nic ci nie zrobi - mówię do niej łagodnie, zbliżając się powoli. - Wszystko w porządku? Kolano bardzo boli? Mogę je obejrzeć?
Przyklękam obok, a gdy napotykam jej spojrzenie, uśmiecham się delikatnie, pokrzepiająco. Nie chcę robić niczego, co miałoby ją spłoszyć, dlatego też czekam na jej reakcję, słowa przyzwolenia. Na wszelki wypadek też wyjmuję sayę zza paska, odkładając miecz na trawie za sobą. Wszystko, byle tylko dać małej do zrozumienia, że nie zrobi jej krzywdy. Krew na kolanie może oznaczać zwykłe otarcie, ale też rozcięcie, którym należałoby się zająć, to jednak zależy od reakcji. Przestraszone dziecko nie pozwoliłoby mi się choćby zbliżyć, a co dopiero dotknąć czy opatrzyć. Czekam zatem, kątem oka kontrolując, czy przypadkiem Kibie nie strzeli coś do tego szczenięcego łba. Dziewczyna musi czuć się bezpieczna, to podstawa.
________
*Czekaj!
**Głupi Kiba! Stój, cicho!

Atena
Atena
Liczba postów : 287

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Sro Lip 01, 2020 7:07 pm
___Kiba dalej warczał. Nawet po spojrzeniu Kitsune, widząc stal w jej oczach, skulił się na chwilę, zerkając na dziecko i mrużąc ślepia, jakby coś bardzo mu się nie podobało – przez co dziewczynka kuliła się coraz bardziej. Rozumiejąc jednak, że wywołuje tym tylko niechęć rudowłosej, warknął i odszedł, kręcąc się za nimi niespokojnie. Mała dygotała jak liść – obok niej, na trawie czerwieniły się plamy krwi, a ostry kamień, na który upadła, zdradziecko wystawał wśród źdźbeł. Na słowa nieznajomej, spojrzała przez nią przez rozchylone palce – cóż, delikatnie mówiąc, lekko się usmarkała, ale zacisnęła usta w wąską kreskę, nie odpowiadając na żadne pytania. Była zbyt zlękniona. by zabrać głos, ze strachu przed nieznajomą, młodym wilczkiem, a może i czymś innym..? Zaczęła piąstkami przecierać swoje powieki, najpewniej chcąc pozbyć się łez, rozmazując przy tym kurz po twarzy. W końcu bardzo leciutko, jakby bojąc się konsekwencji tej zgody, kiwnęła głową. Chyba zdecydowała, że będzie dzielna, bo spojrzała na nią pewniej, ale ledwie skierowała wzrok w dół, na zakrwawione kolano, jej usta znów wykrzywiły się podkówkę i zaczęła łkać. Na szczęście, o wiele ciszej.
___Im dłużej się jej Kitsune przypatrywała, tym więcej można było wywnioskować z postaci dziewczynki. Jej ubranie było na nią widocznie za duże – nogawki i rękawy podwinięto, były i tak pocerowane i przetarte. W dodatku była boso, cud, że nie nadepnęła na kamień stopą. Krótko przycięte włosy miała brudne i zmierzwione, a maleńkie dłonie o popękanych paznokciach zdradzały, że musiała pracować nieraz ponad siły. Nie była również zbyt czysta ani pachnąca... Rzuciło się w oczy, że jest drobna, wychudzona – coś zdradzało w niej, że dziecko w tym wieku powinno być trochę wyższe, szersze, większe... A gdy tak kuliła się, pociągając nosem, wydawała się jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości.
___Kiba zawył cicho za nimi, przez co mała spojrzała na niego zlękniona. Wilczek chodził w kółko, dwa metry za nimi, krążąc bezszelestnie po trawie, nieufny i rozdrażniony. Dziewczynka znów zaczynała drżeć i nie wydawało się, że w najbliższej przyszłości towarzysz Kitsune miał ją polubić. I vice versa.
Kitsune
Kitsune
Liczba postów : 51

Kosmos
Frakcja: Rycerze Ateny
Zbroja:

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Sob Lip 04, 2020 2:15 pm

Naprawdę nie rozumiałam, co temu psiakowi strzeliło do łba. Naskoczył na małą dziewczynkę, wystraszył ją, obwarczał tak, że kuli się ze strachu i nawet nie ma odwagi się odezwać, a do tego niemal całkowicie zignorował mój nakaz. To jego powarkiwanie wcale nie poprawia już i tak nieprzyjemnej sytuacji. Tyle dobrego, że odszedł gdzieś na bok, dając małej trochę więcej przestrzeni, ale i tak było po niej widać, że się boi.
Miałam chwilkę na przyjrzenie się dziecku, a nie wyglądało ono na jakoś szczególnie zadbane. Ubrania dziewczynka miała zdecydowanie zbyt obszerne jak na jej wzrost, a do tego po licznych przejściach, o czym świadczyły ślady łat. Mie nosiła butów, sama wyglądała też na niedożywioną i zdecydowanie zaniedbaną. Nasuwał mi się w związku z tym wniosek, że mała może być sierotą, choć nie chciałam od razu pytać o tego typu rzeczy. W tej chwili musiałam jakoś ją uspokoić (w czym Kiba wcale nie pomagał), a potem dopiero wypytywać o ewentualnych rodziców. I właśnie dlatego całkowicie odsłoniłam swoją twarz, choć było to wbrew zasadom, odkładając lisią maskę na trawę po boku. Wilczek zawył jeszcze, ale tylko machnęłam na niego ręką, większość uwagi poświęcając dziecku.
- Nazywam się Kitsune. To znaczy Lisica, stąd taki wzór na masce - zaczęłam powoli przyjaznym tonem, chcąc nieco odciągnąć myśli małej od Kiby i zdartego kolana. - Wiedziałaś, że lisy są bardzo zwinne, a do tego mają wyjątkowo dobry słuch? Ponoć potrafią usłyszeć gryzonie wędrujące podziemnymi tunelami swoich norek. I do tego są bardzo inteligentne, wiesz?
Przysunęłam się bliżej dziewczynki, przy okazji zdejmując górną część stroju treningowego. Pod spodem miałam bandaż owinięty wokół klatki piersiowej, to mi jednak nie przeszkadzało. Narzuciłam materiał na plecy małej, a pas, który wcześniej utrzymywał w całości mój ubiór, wykorzystałam w roli prowizorycznego bandaża, owijając go wokół zranionego kolana. Cały czas też nie przestawałam mówić, starając się, by mój głos brzmiał łagodnie, przyjaźnie, pokrzepiająco.
- Lubisz przyrodę? Mnie ona uspokaja. Wsłuchuję się w śpiew ptaków i po chwili świat staje się trochę piękniejszy. Moja mama zawsze mówiła, że to właśnie melodia ptasich treli czyni świat pięknym dla ludzkiego oka. A ty jak sądzisz? Zdradzisz mi swoje imię? Kibą nie musisz się przejmować, tylko trochę powarczy, ale nie zrobi ci krzywdy.
Uśmiechnęłam się pogodnie. Miałam tylko nadzieję, jakoś uda mi się załagodzić sytuację.
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Pon Lip 06, 2020 12:05 am
___Trochę potrwało nim w końcu dziewczynka się uspokoiła. Bardzo powoli przestawała drżeć, zerkając co jakiś czas na starszą dziewczynę z niepewnością, ale również z odrobiną fascynacji. Nie licząc ukradkowych spojrzeń na Kibę, który wciąż nie zaprzestał chodzenia w kółko i częstowania jej nieprzyjemnym spojrzeniem, przestawała płakać. Pociągnęła nosem ostatni raz, wycierając łzy brudną rączką i mrugała, przysłuchując się słowom Kitsune. Otworzyła lekko usta ze zdziwieniem, przekrzywiając główkę w bok. Małą dłonią złapała za pasmo płomiennych włosów, gdy dziewczyna narzucała jej na ramiona swoje ubranie. Chyba coś miłego się jej przypomniało, bo przez załzawione oczy uśmiechnęła się ciepło, puszczając kosmyk i kiwając głową.
Bambusowe Wzgórze 125?cb=20130806135910
___ - Ale Lisica to húlí, prawda..? - zmarszczyła nagle brwi dziewczynka, dopiero po chwili reagując na to słowo. Nie była obeznana z japońskimi terminami, a biorąc pod uwagę jej strój, nie było to raczej dziwne. Miała troszkę zachrypnięty od płaczu głos, ale miał i tak miłe, przyjemne dla ucha brzmienie. - Albo pōfù, ale Yuan  nie pozwala mi tak mówić... - powiedziała ciszej pod nosem dziewczynka. Gdy słuchała opowieści o lisach, aż pokraśniała i przytaknęła energicznie głową. Starania Kitsune podziałały bez pudła, bo myśli małej całkowicie zostały odciągnięte od nieprzyjemnych rzeczy. - Lisy też pięknie śpiewają. - dodała ze znawstwem Chinka. - I lubię ptaki. Ale te, które śpiewają w lesie! Te, które łapie Li i wsadza do klatek w domu zawsze są takie smutne... - znów pociągnęła nosem i nagle sobie o czymś przypomniała. Otaksowała wzrokiem trawę naokoło, swój podarty koszyk i porozrzucane wszędzie młode, niemal białe bambusowe kiełki i posmutniała. - Mama będzie zła... - dodała spuszczając głowę i tym samym jej ton stał się cichszy, zupełnie jak wcześniejsza radość i zadowolenie nagle gdzieś uciekły. Żadne dziecko nie lubi, gdy rodzic jest zdenerwowany z jakiegoś powodu, a sądząc po jej reakcji, zepsucie koszyka liczyło się z pewnymi konsekwencjami... - Jestem Meihui. - bąknęła dziewczynka, a jej czarne oczy zaszkliły się, jakby zaraz ponownie miała się rozpłakać, i to z zupełnie innego powodu niż na początku.
Kitsune
Kitsune
Liczba postów : 51

Kosmos
Frakcja: Rycerze Ateny
Zbroja:

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Sro Lip 08, 2020 12:49 pm

Zaczęłam mówić, opowiadać o lisach, byle odciągnąć myśli małej od Kiby i tego przykrego zdarzenia. Zadziałało, bo zaczęła się powoli uspokajać, słuchając moich słów, mojego głosu. Ciągnęłam swoją małą opowieść, opatrując jej zranione kolano, opatulając ją swoim strojem. Z pewnym opóźnieniem, ale dziewczynka w końcu zaczynała odpowiadać.
- W twoim języku tak - potwierdziłam jej słowa lekkim skinieniem - ale w moich stronach, na wyspach Nihon, na lisa mówi się właśnie Kitsune. Tak jak Kiba oznacza kieł. I nie bój się, Yuan się nie dowie.
Tu uśmiechnęłam się lekko, mrugając jednym okiem. Skoro były wyrażenia, na które starsi nie pozwalali (a raczej Yuan to właśnie ktoś starszy, choć niekoniecznie dorosły), to należało małą uspokoić, że w związku z wypowiedzeniem tego zakazanego słowa nie spotkają jej żadne nieprzyjemności. Zupełnie tak, jakby to słówko w ogóle nie padło.
- Nie słyszałam nigdy śpiewającego lisa, to musi być coś naprawdę niezwykłego - przyznałam, wysłuchując kolejnych słów dziewczynki. Zastanawiałam się, kim jest Li i jakie ptaki właściwie łapie do tych klatek. To jednak nie było priorytetem. Teraz trzeba było pomóc Meihui (bo tak się po chwili przedstawiła) z tym całym bałaganem, którego bezpośrednią przyczyną był Kiba. Koszyk może dało się odratować, a nawet jeśli nie to miałam zamiar zapłacić za szkody.
- Spokojnie, Meihui, wytłumaczymy mamie, że to nie była twoja wina - powiedziałam łagodnie, gładząc jej ciemne włoski. - Pozbieramy wszystko na moją koszulkę, a koszyk można zapleść ponownie. Pójdę z tobą i wszystko wyjaśnimy, dobrze? Mama nie będzie wtedy taka zła, nie sądzisz?
Uśmiechnęłam się do niej pogodnie, zdejmując z jej wątłych pleców materiał, który następnie rozłożyłam na wolnym fragmencie trawy. Zaraz potem zabrałam się za zbieranie porozrzucanych kiełków, które układałam delikatnie na koszuli, gestem ręki zachęcając Meihui, by i ona się przyłączyła. Zanim ruszymy dalej, będę musiała założyć maskę, ale póki co chciałam podnieść małą na duchu swoim uśmiechem i pogodnością. Zbierzemy wszystko, a potem zaprowadzę Mei do domu, tak jak planowałam. Mam tylko nadzieję, że nic większego nie stanie nam na drodze...
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Czw Lip 09, 2020 2:59 pm
___Nihon..? - w oczach dziewczynki pojawiło się nieufne podejrzenie, gdy odsunęła się nieco od Kitsune, patrząc na nią ciemnym, niepewnym spojrzeniem. Wyglądało jak na czymś się bardzo zastanawiała... - Mama mówi, że tam są źli ludzie... Wōkòu! - powiedziała zaaferowana unosząc w górę obie dłonie i wbijając w zdumiony nią wzrok. Może spodziewała się, że dziewczyna krzyknie albo zachowa się inaczej, grożąc jej, może nawet strasząc, a gdy nic takiego nie nadeszło, opuściła głowę patrząc na swoje kolano. Dziecięce priorytety działały trochę inaczej niż u dorosłych, nie mówiąc o postrzeganiu świata. Niemniej, wydawało się, że nie umie sobie do końca poradzić z tą informacją. Coś jednak sprawiło, że dziewczynka przełknęła swoje obawy, przypatrując się Kitsune z większą ciekawością niż wcześniej, w szczególności zerkając na jej ogniste włosy. Trzymała jednak pewien dystans. Może podejrzenia jakie miała były tylko słowami, jakie słyszała od rodziców, będąc faktycznie za mała by zrozumieć ich znaczenie... Kto wie? Kiba warknął coś pod nosem za nimi, gdy Kitsune i Meihui zaczęły sprzątać ten bałagan. Utykając lekko, dziewczynka zaczęła zbierać kiełki bambusa i układać je na koszuli. Zranione kolano trochę jej przeszkadzało, ale opatrunek trzymał się mocno i oprócz okazjonalnego pociągania nosem, nie wyglądało na to, by miała się rozpłakać.
___Yuan mogłaby to naprawić... Ja nie umiem a mama nie może... - powiedziała Mei unosząc rozdarty koszyk. Bambusowe włókna, stare i wytarte aż prosiły się o to, by ktoś je zreperował, ale mała nie miała jeszcze tej świadomości, że prędzej czy później kosz by się rozleciał. W jej głowie tkwiło tylko przekonanie, że to jej wina i dostanie burę od rodzicielki... Acz zapewnienia starszej dziewczyny, że pójdzie z nią i wszystko wytłumaczy uspokoiły dziewczynkę. Gdy wszystko zostało już pozbierane, przyszykowały się do drogi, schodząc ze wzgórza w stronę wioski.

___OOC Zrób zt a ja napiszę pierwsza post w Wiosce Rozan.
Kitsune
Kitsune
Liczba postów : 51

Kosmos
Frakcja: Rycerze Ateny
Zbroja:

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Czw Lip 09, 2020 10:47 pm

Na wspomnienie kraju mojego pochodzenia Meihui od razu się zdystansowała i widać było po niej niepewność wobec mojej osoby. Nie wiedziałam, dlaczego zareagowała w ten sposób akurat na wzmiankę o Nihon, ale mogłam się domyślić, że najpewniej coś zasłyszała. Jak się okazało - tak było.
- Żli ludzie, powiadasz... - powtórzyłam cicho, zapatrując się na własne dłonie, ale już się nie uśmiechałam. Podświadomie zacisnęłam szczękę, przypominając sobie ostatnie dni w rodzinnym domu. Tęskniłam za matką, chciałabym móc ją odwiedzić, wiedziałam jednak, że ojciec by mnie nie przyjął. Zhańbiłam jego imię, za co wymierzył mi karę. Niedostateczną, przynajmniej według niego. Śmiem twierdzić, że gdyby nie matka, nie przestałby wtedy. Noszę ślady tego zdarzenia każdego dnia na własnych plecach, które aktualnie częściowo oplatał bandaż przewiązany wokół klatki piersiowej. Czuję, jak warga zaczyna mi drżeć, więc skrywam to pod krzywym uśmiechem.
- Więc chyba dobrze, że mnie już tam nie ma - odpowiadam z pozoru swobodnie, choć w gardle mam wielką gulę. Potrząsam lekko głową, hamując powstające już w oczach zalążki łez. To nie był czas ani miejsce, by się rozklejać. I choć Mei miała na myśli zupełnie co innego, mówiąc o "złych ludziach", nie chciałam drążyć tego tematu.
Zabrałyśmy się za zbieranie porozrzucanych kiełków, odzyskując nieco lepszy nastrój, choć mała cicho pociągała nosem. Powarkiwania Kiby zignorowałam, zastanawiając się tylko, o co mu właściwie chodzi. Gdy już wszystko było zebrane, zerknęłam jeszcze na zepsuty koszyk w rękach Mei i westchnęłam.
- To możemy się przejść najpierw do Yuan, jeśli chcesz - zaproponowałam, zawiązując materiał koszuli tak, by nic ze środka nie wypadło, ale też żeby zawartość miała dość przestrzeni. Całość przymocowałam do spodni przy biodrze, a potem otaksowałam spojrzeniem dziewczynkę. Opatrunek się trzymał, ale chodzenie sprawiało jej wyraźny dyskomfort. Nie chciałam, by przypadkiem nadwyrężyła kolano, uśmiechnęłam się zatem pogodnie i przykucnęłam przy niej.
- Dajmy twojej nodze trochę odpocząć, zaniosę cię - stwierdziłam, podnosząc z trawy maskę, którą zaraz nałożyłam na twarz. Obracając się do małej plecami, wyciągnęłam ramiona w tył, zapraszając ją. - Tak szybciej dotrzemy do wioski i szybciej naprawimy szkody. Poprowadzisz mnie, dobrze?
Jeśli się zgodzi, wciągnę ją na swoje plecy i razem ruszymy w drogę, jeśli jednak nie - po prostu wezmę ją za rękę i pójdziemy dalej spacerkiem. Lepiej dla Mei byłoby, gdyby jednak skorzystała z oferty, bo nie wiem, jak zareaguje Kiba, a mając ją na plecach, przynajmniej utrzymam między nimi jakiś dystans. W końcu wilczek jeszcze aż tak wysoko nie skacze. Jeszcze...
________
[z/t] -> Wioska Rozan
Sponsored content

Bambusowe Wzgórze Empty Re: Bambusowe Wzgórze

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach