Go down
Hades
Hades
Admin
Liczba postów : 562

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Plac ćwiczebny

Sob Lut 15, 2020 11:46 pm
Miejsce to przypomina greckie koloseum. Ulokowane jest na terenie zamku Heinstein, w obrębie jego murów. Pandora i Hades nigdy tu nie przychodzą, zostawiając wszystko w rękach Widm.
Trybuny są zniszczone, pozostały po nich jedynie kamienie i schody, które prowadzą donikąd. Środek areny jest podniszczony, tu i tam znajdują się dziury i niewielkie kratery, które połączone ze sobą są pęknięciami.
Znaleźć tu głównie można Widma i ich "uczniów". Odbywają się tutaj treningi, mające na celu pomoc w zawładnięciu energią kosmiczną i doszlifowanie swoich umiejętności.
Nathan
Nathan
Liczba postów : 60

Kosmos
Frakcja:
Zbroja: Brak

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Nie Lut 16, 2020 9:16 pm
___Słońce przebijało się przez nieboskłon, aby wpaść do jego sypialni i bezceremonialnie rozpocząć jego pobudkę. Nathaniel był już od najmłodszych lat przyzwyczajony do porannego wstawania, lecz nikt mu nie zabroni, aby sobie ponarzekał przez te kilka pierwszych chwil po przebudzeniu. Nathaniel przeciągnął się w pościeli, a następnie mamrocząc jeszcze kilka przekleństw, zebrał się w sobie i wstał. Czuł jak znak go delikatnie narywa, ale nie było to nic nowego. Odkąd przybył do tego miejsca, było to wręcz nagminne. Nie było w tym nic niezwykłego, zważywszy na nagromadzenie kosmosu w tym miejscu. Spodziewał się, że będzie znacznie gorzej, więc nie miał na co narzekać. Jednakże zastanawiało go czy bariera, która otaczała zamek, nie miała wpływała na to w jakiś sposób. Będzie musiał to kiedyś zbadać. Przynajmniej biblioteka była odpowiednio zaopatrzona, a sam Blythe znalazł już kilka interesujących tomów, które aktualnie znajdowały się na biurku w jego komnacie. Bardzo kusiło go, aby zostać w komnacie i dalej czytać, lecz obowiązki wzywały. Po uprzednim obmyciu oblicza oraz ciała we wcześniej przygotowanej balii z wodą udał się w stronę placu ćwiczebnego.
___Było dość pochmurnie i po wcześniejszych promieniach słońca nie było śladu. Zastanawiało go czy to było zjawisko pogodowe, czy też aura tego miejsca sprawiała, aby było tutaj mrocznie i ponuro. Kolejna interesująca rzecz warta uwagi. Jego włosy wciąż jeszcze były wilgotne, lecz w niczym mu to nie przeszkadzało. Najważniejsze, że higiena osobista była zachowana, o co się osobiście bał, przybywając do tego miejsca. W końcu większa część społeczeństwa reaguje na obmycie swojego ciała niczym diabeł na wodę święconą. Może to jest pewna alegoria brudasów, którzy też wzdrygają się przed możliwością kąpieli i uciekają jak najdalej, aby dalej zarastać błotem i innymi rzeczami, które się do nich przyczepią? Ciekawe. O zębach i oddechu Nathan wolał się już nie wypowiadać, gdyż była to absolutna tragedia ludzkości. Ognistowłosy pomachał do kilku osób, które mijał, i które już zdążył zapoznać podczas ostatnich trzech miesięcy. Rygor był w tym miejscu nie gorszy niż w wojsku dowolnego kraju, lecz w niczym nie dorównywał temu, który on i jego brat zaznali w domowym zaciszu. To była prawdziwa szkoła, po której nic ich nie wystraszy. Na dodatek ich Morrigan miała ich mieć w opiece, tak samo jak Morgana miała obserwować Nathaniela. Interesowało go kiedy go ponownie odwiedzi. Czy widzi jak daleko zaszedł? Czekała na jego kolejny ruch, czy też znudził jej się? Tak wiele pytań i tak mało czasu, aby znaleźć na nie wszystkie odpowiedzi. Jednak co ma wisieć to nie utonie, jak mawia jego wuj, a każdą rzecz należy odpowiedni o metodycznie rozpracować. Tylko idiota rzuca się na wiele tematów bez przygotowania. On zamierzał odkrywać wszystkie tajemnice po kolei. Trzeba było jednak pamiętać, że oprócz tak ważnego dla człowieka rozwoju umysłu, w dalszym ciągu pozostawał rozwój fizyczny oraz rozwój jego energii kosmicznej. Jeśli chce wspiąć się hierarchii, to musi dawać z siebie więcej niż inni.
___Dlatego też mężczyzna skierował w stronę ruin Koloseum, które służyły podwładnym pana śmierci do codziennych treningów i samodoskonalenia się. Miało to swój urok, temu nie mógł zaprzeczyć, a im dłużej się przypatrywał, tym więcej szczegółów dostrzegał i mógł już prawie stwierdzić, ze stuprocentową pewnością, że była to wręcz idealna kopia. Kopia, albo odzwierciedlenie prawdziwej budowli, która z pewnością znajduje się w kraju, którym włada Atena.
___Nathaniel stanął na samym środku i uśmiechnął się szeroko. Na początek mała rozgrzewka, aby uaktywnić mięśnie, a potem się zobaczy. Możliwości było sporo, a jego jedynym zadaniem było wybrać te metody, które przyniosą mu największą korzyść.

OOC: Rozpoczęcie treningu
Nathan
Nathan
Liczba postów : 60

Kosmos
Frakcja:
Zbroja: Brak

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Wto Lut 18, 2020 9:49 pm
___Rozpoczął od krótkiego rozciągania się. Większa część trenujących tego nie robi, a to był olbrzymi błąd. Niedawne badania nad funkcjonowaniem mięśni dawały pewne informacje na temat, że rozgrzany i odpowiednio przygotowany mięsień był znacznie mniej podatny na urazy. Oczywistym było, że w trakcie potyczki zbrojnej nikt nie ma czasu na odpowiednie przygotowania i do starcia rusza się wręcz z marszu, ale Nathaniel właśnie po to odpowiednio zawsze przygotowywał swoje mięśnie, aby to w nich zostało. Mała domieszka kosmosu i ryzyko kontuzji czy też niebezpiecznego urazu spadała o bardzo znaczny procent. Delikatnie rozpalił swoją aurę, aby przyspieszyć rozgrzewanie się i po kilku minutach ruszył delikatnym truchtem dokoła areny. Zawsze od tego zaczynał każdy swój trening. Było to jego nawykiem, do którego wszyscy obecni musieli przywyknąć. Dzięki temu wyciszał wszelkie niepotrzebne myśli i skupiał się wyłącznie na ćwiczeniach fizycznych. W tym momencie wszelkie doskonalenia umysłowe musiały poczekać, gdyż aby trenować swoje ciało i kosmos należało być skupionym w stu procentach. Podczas biegu i kolejnych ćwiczeń zarówno fizycznych, jak i tych skupionych na energii jego kosmosu myślał tylko o tym jak się poprawić w tych materiach. Stałe dążenie do najwyższego wyniku i dawanie z siebie stu procent było jego domeną. Jeśli robisz coś na pół gwizdka, to najlepiej dać sobie z tym zupełny spokój, gdyż wtedy nic nie osiągniesz. Te słowa jego ojca wryły się w jego umysł już w dość młodym wieku i nigdy go nie opuściły. Wokół była cała masa osób, ale zadajmy sobie pytanie. Ile z nich osiągnie perfekcję? Ilu z nich zdobędzie zbroje, a ilu stanie się karmą dla sępów, wron i Cerbera? Tylko nieliczni dostąpią zaszczytu noszenia pancerza, a Nathaniela będzie wśród nich, a jego ambicja kazała mu iść jeszcze wyżej. Stanie się jednym z trzech. Będzie Sędzią dusz. To był jego cel i nic go przed tym nie powstrzyma. Ciemna energia zapłonęła na jego dłoni, kiedy pomyślał o tym. Z uśmiechem na twarzy rozbił stojącą obok niego kolumnę. Spojrzał na swoją dłoń, która była pokrytą pyłem. Ma jeszcze wiele do nauczenia się, ale to będzie nieziemska frajda. W końcu to tylko kolejna możliwość na zdobycie nowej wiedzy.

OOC: Koniec treningu
Eric D. Blythe
Eric D. Blythe
Liczba postów : 28

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Sro Lut 19, 2020 9:48 am
Specjalnie nadłożył nieco drogi. Potrzebował się rozruszać i pozwolić ciału złapać odpowiedni rytm po nieprzespanej nocy. Całą drogę przebył miarowym truchtem, co i raz pozwalając sobie to na szybkie salto, pół obrót czy przewrót. Włócznia w jego dłoni tańczyła jak zaczarowana, w coraz to kolejnych obrotach i sztychach, chociaż same ćwiczenia nie były ani specjalnie skomplikowane, ani śmiertelnie, niebezpieczne dla wroga ciosy, na wykonywane przez niego w tej chwili sekwencje, odpowiedzieć, potrafiłaby odpowiedzieć zapewne nawet średnio ogarnięty wykidaiło. Jednak wykonywane w odpowiednim rytmie i z odpowiednią szybkością miały w sobie coś hipnotyzującego, magicznego, wręcz pociągającego. On zaś, wiedział to świetnie, był jak to mówił wuj Bran, urodzony do włóczni, rzadko kiedy zdarzało mu się, zgubić rytm całego ćwiczenia. Pomagało również to, że broń, której używał, towarzyszyła mu w podobnych ćwiczeniach niemal każdego poranka od czterech lat. Była wierną towarzyszką tańca śmierci, najlepszym na to dowodem było to, że w tej chwili w ogóle miał ją ze sobą. Ostatecznie wcale tego nie planował, zrobił to nie świadomie, zupełnie jakby stanowiła integralną część jego samego.


Przyspieszył, w oddali słyszał już, odgłosy dochodzące z areny. Wyglądało na to, że jego brat nie był sam. Skrzywił się, sparing z bratem to jedno, ale integrowania się z bezimienną ludzką masą o tej porze dnia, bez choćby kubeczka Kaffay zdecydowanie przekraczało jego możliwości. Westchnął. Cóż, nie było sensu teraz zawracać by znaleźć cichsze miejsce na poranny trening skoro był już tak blisko.


Kiedy dotarł na arenę bez żadnego problemu odszukał wzrokiem czerwoną głowę Nathana. Przez chwile pozostał na poziomie trybun obserwując brata, który właśnie w tej chwili zmieniał jedną z kolumn w kupkę pyłu. Jego własna energia zapłonęła jak na zawołanie, a on pewnie chwycił drzewce włóczni i cisnął z miejsca niczym oszczepnik. Pocisk przeszył powietrze z głośnym furkotem przeleciał dobrych parę centymetrów od głowy Nathana ciągnąc za sobą smugę karmazynowo-czarnej energii. Po czym wbił się, w kolumnę dokładnie za Nathem do trzech czwartych długości. Z jego ust wydobyło się parę krótkich tsknieć kiedy krytycznie oceniał efekty swojego rzutu, jeszcze wiele pracy czeka go nim efekty będą w pełni zadowalające.
Z niezmąconym wyrazem spokoju wymalowanym na twarzy, z gracją podążył na plac ćwiczebny podchodząc do Nathana.


- Wygląda na to, że muszę popracować nad celnością. - powiedział wyrywając włócznie z kamienia. Łuna jego kosmosu zamigotała przez chwile gdy to robił, ale zgasła równie szybko jak się pojawiła. - Miałem nadzieje trafić w te Twoją rudą łepetynę, ale widok twojej nieporadności rozbawił mnie na tyle, że chybiłem. - w jego głosie nuty znużenia mocowały się ze smutkiem i rozczarowaniem, oczy zdradzały jednak rozbawienie
– Szkoda. - żal w jego głosie był niemal autentyczny. - Sądziłem że choć przez chwile między twymi uszami zagości coś więcej niż pustka. - po tych słowach wbił włócznie w piach nieopodal, nie będzie mu potrzebna. - Dzień dobry Bracie. - rzucił od niechcenia, jakby naprawdę zwyczajnie zapomniał się przywitać, a to wszystko było częścią jakiegoś bardzo skomplikowanego rytuału powitalnego.
- Skoro już, tu jesteś - jakby to nie on przyszedł do niego. - Mały sparing? W ramach zadość uczynienia bycia tak karygodnie niewygodnym celem rozumiesz. Coś mi się przecież należy. - po raz pierwszy tego dnia spojrzał bratu w oczy. - Poza tym wygląda na to, że dziś czeka nas ciężki dzień, a nie od dziś wiadomo że, zdrowiej jest stopniować wyzwania prawda? - jego usta wykrzywił uśmiech.

[Koniec treningu]
Nathan
Nathan
Liczba postów : 60

Kosmos
Frakcja:
Zbroja: Brak

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Pią Lut 21, 2020 9:31 pm
[Retrospekcje pisane kursywą]

___Nie ma to, jak przyzwoita rozgrzewka i kompleksowy trening. Dzięki nim człowiek mógł rozwijać się w odpowiedni sposób, lecz należało patrzeć na wyniki, jakie się dzięki nim osiąga. Jeśli nie były odpowiednie, należało znaleźć niepasujący element i go jak najszybciej zmienić. Złe ćwiczenia, zła nauka prowadziły do kiepskich wyników i zwykłej straty czasu, który następnie należało przeznaczyć na poprawę tych uszkodzonych elementów. Czasami zaś nie było już czego poprawiać. Dlatego też odpowiednie przygotowanie się było tak ważne, bo jeśli czegoś nie robisz dobrze i z całych swoich sił to lepiej tego nie robić wcale. Owszem osiągnie się jakieś rezultaty, lecz one będą taki mizerne, że to będzie zwykła krzywda wyrządzona na samym sobie. Jeśli chce się ćwiczyć, to trzeba to robić z głową. Można spieprzyć nawet najprostsze czynności, jeśli się do nich nie przykłada. Idealnym obrazem tego był rzut włócznią, który wykonał jego ślepy już prawdopodobnie brat. Gdyby wziął poprawkę na wiatr oraz to, że obleczenie włóczni w swój kosmos przyspieszy jej lot, co równa się praktycznie ze zniwelowaniem opadania, to jego rzut zapewne otarłby się o perfekcję. Krótko mówiąc, zapewne zabaweczka Erica musnęłaby włosy Nathaniela i teraz ryży gamoń nie musiałby wymyślać jakichś pożal się Hadesie wymówek.
- Eric myślę, że stać cię na więcej, niż ta mizerna wymówka. Chyba już dawno osiągnęliśmy taki wiek, że nie zwalamy swoich porażek na innych, tylko przyjmujemy je do wiadomości i poprawiamy się. Przynajmniej tak wygląda nauka na własnych błędach. W każdym razie widzę kochany braciszku, że przesiadywanie w twojej piwnicy, którą zwiesz laboratorium, naprawdę zaczyna odbijać ci się na zdrowiu. Wzrok już nie ten skoro nie umiesz odpowiednio wycelować włóczni. Zwłaszcza w nieruchomą osobę. Co będzie jak dojdzie do walki? Myślę, że trzeba będzie zrobić specjalne hasło. Krzykniesz, że atakujesz, a wtedy wszyscy nasi kamraci padną na ziemię jak rażeni apopleksją. Dzięki temu zminimalizujemy straty, a kto wie, może i tobie uda się kogoś trafić, gdy wróg oszołomiony stanie w połowie działań wojennych. Jeśli jednak chcesz potrenować rzuty, to zalecam rozpoczęcie od czegoś mniej zaawansowanego. Ot na przykład weź jeden z kamieni i spróbuj trafić nim w ścianę z odległości pięciu metrów. Wiem. Ja wiem, że to wydaje się niezwykle trudnym wyzwaniem, ale mam wiarę w ciebie bracie. Wiem, że dasz radę, choć początkowo może być ciężko. Z czasem dojdziesz do tego, że będziesz trafiał w to co rzucasz. Prawdopodobnie. – mówił Nathan, zupełnie jakby zwracał się do jednego ze swoich studentów, a nie do jednego z najgenialniejszych umysłów świata jak Eric lubił się nazywać. Niektórych taka gadanina by zanudziła albo zirytowała, lecz rudowłosy doskonale wiedział, że jego kochany bliźniak praktycznie na to nie zareaguje. No może pojawi się jakiś ironiczny komentarz, ale Nathan produkował się dla samego produkowania. Poza tym skoro on rzuca w niego włócznią, to musi mieć na uwadze to, że przystojniejszy brat da mu kilka rad.
- Długo każesz na siebie czekać braciszku. Jednak jeśli brać pod uwagę, że spóźniłeś się na wręczenie nominacji na profesora, to nie ma się czego dziwić. Najważniejsze by panienka na ciebie nie musiała czekać, kiedy wreszcie zdecyduje, aby twój czerwony czerep zagościł przed jej personą. – rzekł Nathaniel, a uśmiech nie schodził z jego twarzy, choć w jego szmaragdowych oczach pojawił się delikatny błysk, kiedy usłyszał propozycję. – Skoro uważasz sparing ze mną za małe wyzwanie to proszę. Pozwól, abym udzielił ci lekcji. O ile pamiętam, a moja pamięć jest doskonała, to aktualnie jest na moją korzyść jakieś trzysta sześćdziesiąt jeden wygranych z naszych siedmiuset dwudziestu pojedynków. Czas więc podwyższyć stawkę.

___Nathaniel przyjął odpowiednią pozycję i wystawił przed siebie gardę. Jego styl walki przewidywał dość płynne przechodzenie z wysokiej do niskiej gardy, dzięki czemu mógł kontrolować zachowania swojego przeciwnika. Jego wuj zawsze powtarzał, aby trzymać gardę. Nieważne jak, nieważne jaką. Garda musi być, jeśli nie chce się mieć obitego pyska i wyglądać jak panda. W tamtym okresie młody Nathaniel nie wiedział czym jest panda, ale po latach musiał stwierdzić, iż to porównanie było nad wyraz trafne. Eric wyglądał jakby już wygrał, a Nathan w całej swojej dobroci serca pozwolił mu zacząć. Mógł już dawno wyprowadzić cios, kiedy ten stary dziad kręcił głową i strzelał sobie karkiem, ale pozwolił na to, aby pierwsze uderzenie zostało wykonane przez pana D. Eric wyprowadził lewy prosty w jego twarz. Klasyczne rozpoczęcie jego brata. Wykonywał je we wszystkich sześciuset trzydziestu ośmiu starciach. W pozostałej reszcie wykorzystywał prawą dłoń lub którąś z nóg do wykonania swojego pierwszego uderzenia. Nie ważne czy był to pierwszy ruch, czy odpowiedź na jego atak. Jego brat zawsze wykonywał uderzenia lewą na dzień dobry. Szybka garda bardzo łatwo zatrzymała to uderzenie, choć Nathan musiał przyznać, że braciszek się nieco poprawił. Prawy hak może i został w głównej mierze uniknięty, lecz ta odrobina, która zahaczyła o jego żebra, sprawiła mu delikatny dyskomfort. Proszę, proszę. Ktoś tu chyba trenował. Świadczyć o tym może doładowany kosmosem kopniak, który Eric chciał mu zaserwować, ale był zbyt płytki i tylko zatrzymał się na nodze Nathana. Bardzo ładnie. Teraz jego kolej. Clancy skrócił dystans i z zadowoleniem dostrzegł błysk niepewności oraz zdenerwowania w oczach brata. Nie lubił bliskości.

___- Trzymajcie tę gardę, bo jak z wami skończę, to was rodzona matka nie pozna! – krzyczał Bran do swoich siostrzeńców, którzy leżeli po raz kolejny placu przed domem. Nathaniel już nawet nie liczył, który to raz wylądował na plecach, ale musiał z zadowoleniem stwierdzić, że tym razem był znacznie bliżej trafienia wuja. Wstał z ziemi i wytarł krew, która spływała mu z rozcięcia na policzku.
- Łatwo powiedzieć trzymaj gardę. Na nic się ona nie zdaje, kiedy cios jest od niej silniejszy. Przebijasz się bez problemu. – powiedział Nathaniel, lecz pomimo tego znów podniósł pięści i przygotował obronę. Tym razem miał jednak inny plan. Lekko zniżył gardę, co był zupełnie niezgodne z tym co wkładał im do głowy wuj. Jednak nie zawsze należało podążać utartymi ścieżkami prawda?
- Jeśli garda nie wytrzymuje, to musisz kontrolować dystans. Kiedy ktoś jest świetny na duży, to go skróć. Jeśli ma przewagę w bliskim to odskocz. Musisz kontrolować odległość. – powiedział Bran i wykonał kilka ciosów w stronę młodego lorda Blythe. Nathan zdążył uniknąć prawie wszystkich, choć ostatni cios zahaczył go, przez co wpadł na Erica. Ich koordynacja w walce jak stwierdził Bran, wciąż mogła się kant dupy rozbić. Jednak wszystko było możliwe do wypracowania. Potrzebowali tylko czasu i schematów, które musieli wbić w mięśnie. Tego nie mogli się nauczyć. To musieli czuć. Mieli swoje własne połączenie jako bliźniacy, lecz musieli się nauczyć jak wykorzystywać je w pojedynku.
- A co jest w przypadku, gdy ktoś jest dobry na obydwa dystanse. – zapytał Nathaniel.
- Wtedy musisz uważać podwójnie. – powiedział Bran i wykonał potężne kopnięcie z góry. Nie spodziewał się jednak, że Eric postanowi go właśnie w tym momencie podciąć. Każdy, kto traci równowagę zapomina o obronie. Nathaniel wykorzystał ten moment, aby ruszyć na wuja. Atak z przodu zostałby zablokowany natychmiastowo, więc chłopak wykorzystał moment, aby znaleźć się za plecami wuja i założyć duszenie. Był to pierwszy raz tego dnia, gdy Bran został przez nich pokonany. Był to pierwszy raz ich wspólnej kooperacji.


___Nathaniel już dawno nauczył się wykorzystywać dystans. Przeciwnika można było bardzo łatwo ocenić po sposobie, w jaki zadaje ciosy. Każdy walczy na bliski i dalszy i to był fakt, ale jednocześnie każda osoba ma jeden bardziej preferowany, w którym czuje się o wiele lepiej. Nawet ci tak zwani dwudystansowcy nie posiadali pełnej władzy w obydwu strefach. Trzeba było tylko obserwować, a to było coś co potrafił od dziecka. Eric lubił mieć przestrzeń, aby dyrygować i kontrolować. Wystarczyło pozbawić go tej możliwości, aby w jego działania wkradła się odrobina paniki i chaosu. Chciał uderzyć go prawym prostym, ale Nathaniel szybko złapał jego rękę i korzystając z tego momentu, wymierzył niskie kopnięcie w udo brata. Rudzielec chciał się uchylić, ale przeszkadzała mu w tym jego własna kończyna, która zamiast pomóc, tylko mu przeszkadzała. Cios Nathana doszedł celu, a ten z satysfakcją zanotował grymas bólu na twarzy swojej ofiary. Następnie puścił rękę brata, aby szybko znaleźć się w martwej strefie Erica. Były to zaledwie centymetry, ale dzięki temu mógł wymierzyć kolejny cios. Eric spodziewał się prawego sierpowego bądź prostego, ewentualnie haka na swoją piękną twarzyczkę. Naturalnym było zaś uniesienie wyżej gardy i zasłonięcie nosa oraz zębów, że o oczach nie wspomnę. Zapomniał jednak, że walczy ze swoim bratem i choć był to tylko sparing, to Nathan nie miał zamiaru go oszczędzać. Prawą ręką złapał gardę brata i najzwyczajniej w świecie pociągnął ją w dół, zaś lewa dłoń już zmierzała w stronę splotu słonecznego. Nieznacznie zeszła, gdyż Eric pochylił swoje ciało, ale z pewnością odczuł siłę uderzenia, które jeszcze się nie skończyło. Kontynuując chwyt, Blythe wykonał kopnięcie kolanem w klatkę piersiową swojego bliźniaka. To uderzenie już nie dokonało tak dewastujących obrażeń, ponieważ nadziało się na blok. Eric jak przystało na niego, zdążył wywnioskować co sobie Nathan zaplanował. Kolejne ciosy były coraz częściej blokowane, ponieważ z każdym kolejnym Nathaniel coraz bardziej się nakręcał. Te, które dochodziły do celu sprawiały ból, ale nie przynosiły takiego efektu, jaki powinny. W końcu trafiła kosa na kamień. Źle przygotowane uderzenie i to on nadział się na kontrę.

___Krok w lewo. Krok w prawo. Garda. Blok. Finta. Uskok. Następnie krótki sztych. Końcówka wykonana cięciem w plecy.
Młody Lord Blythe patrzył jak jego przeciwnik upada na ziemię, a z jego pleców sączy się krew. Cięcie było płytkie i równe. Zagoi się w ciągu kilku tygodni.
- Zwycięża Lord Nathaniel Blythe. – sędzia ogłosił jego zwycięstwo i Nathan mógł ściągnąć ochraniacz na głowę. Włosy przykleiły mu się do twarzy, ale oczy błyszczały. To była bardzo przyjemna walka. O wiele bardziej wymagająca od poprzednich. Zmusił go do większego kombinowania, ale zakończyło się to wszystko tak jak miało. Jego zwycięstwem. Jego oponent lubił być blisko niego, co było dość upierdliwe, gdyż musiał zwiększać i skracać dystans dość szybkimi zmianami. Jednakże gość zupełnie nie nadążał za jego ruchami. Był tak wpatrzony w sylwetkę Nathaniela, że praktycznie nie widział jak jego ostrze powoli go wykrwawia. Jedna mała ranka nie jest ważna. Kilkanaście małych ranek już robi swoją robotę. Cięcia dokonane w odpowiednich miejscach i systematycznie pogłębiane przyniosły swoje żniwo. Gość się podpalił i zrobił to, co zawsze robił Nathaniel, kiedy wyczuł krew. Rzucił się i popełnił błąd. O ile jednak Blythe potrafił naprawić swoje błędy, to jego przeciwnik nie miał na to szans. Obrót połączony z szybkim cięciem w plecy sprawił, że zwycięstwo należało do niego. Cierpliwość. Była przydatna, ale Nathan wiedział, kiedy skończyć swojego oponenta. Może i czasem mógł odnieść mniej ran jak dziś, ale wtedy walka jest nudna. Kiedy pozwalasz, aby twoja natura ruszyła bez wodzy, to wtedy dokonujesz rzeczy wielkich.

OOC:
Trening na umiejętność Martial Arts
[Kontynuuacja pojedynku w poście u Erica]
Eric D. Blythe
Eric D. Blythe
Liczba postów : 28

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Nie Lut 23, 2020 11:22 am
[kursywą napisane zostały retrospekcje]

Łapał powietrze w miarowych, metodycznych interwałach  starając się ocenić odniesione przed chwilą obrażenia. Pobieżna „diagnoza” wypadała raczej optymistycznie. Oddychanie nie bolało przesadnie, co oznaczało że, żebra były całe. Ręce i nogi wciąż poruszały się lekko, serce biło  nieco tylko szybciej. Można było uznać że, nie było tak źle, kilka siniaków i więcej niż delikatnie nadszarpnięta duma to nie najgorszy bilans oklepu który właśnie zebrał jak byle uczniak.  Szczególnie że,  jego wyrywny braciszek dokładnie w tej chwili  chwiał się niczym piany w sztok marynarz po nocy w tawernie. Niby nihili novi dla Nathaniela, chociaż z reguły faktycznie chodziło głównie, o alkohol a, nie o łomot. Ten z reguły aplikował, a nie inkasował, „z reguły” cóż za piękne sformułowanie doskonale opisujące obecną sytuacje biednego „Ce”. Od każdej reguły istnieje bowiem masa, bolesnych wyjątków. Taki to,  kazus zachodził właśnie w tej chwili.
Bliźniak wyglądał  na całkowicie  zaskoczonego i nieco zamroczonego choć  po wyłapaniu dwóch błyskawicznych prawych w okolice ucha,  dwóch chociaż Eric był ze stu procentową pewnością przekonany że, biedny Clancy dostrzegł tylko ten pierwszy, Nath powinien leżeć na glebie jak długi oberwawszy w ośrodek równowagi, nie zaś po prostu się gibać jak szaman niewolnych.
Był twardszy niż kiedyś, to musiał mu Eric przyznać.   To i to, że dał się podejść jak dziecko.  Napiął się mimowolnie, więc wziął kolejny oddech. Gdyby został w klinczu już by było po nim. Ta myśl była nieprzyjemna i gorzka jak piołun.
Jednak wszystko szło ku dobremu. Sytuacja wydawała się opanowana,  przynajmniej chwilowo, a to oznaczało kilka cennych mgnień na odpoczynek.  Trudno było mu  się do tego przyznać, ale od początku, sprawę spaprał koncertowo. Dał się zaskoczyć jak dziecko, był zbyt przewidywalny, zbyt oczywisty i zbyt powtarzalny, a Nathan niczym dama podczas sakramenckiej  kłótni w czas miesięczny, potrafił bez trudu wypomnieć człowiekowi, co jadł na śniadanie w poniedziałek trzynastego stycznia dwa lata temu. W innych sytuacjach, jego pamięć działała równie niezawodnie. Trzeba było więc, zmienić taktykę.
Chciał rzucić jakąś zabawną uwagę na temat poprzedniej napompowanej, no i zupełnie błędnej w założeniu, tyrady Nata, ale jego bliźnie właśnie dochodziło do siebie. To nie był najlepszy czas na sarkastyczne docinki.

Skrócił dystans tylko o krok nie za blisko nie za daleko. Odbił w lewo. Nate oczywiście to zauważył, odwrócił się ale właśnie o to, chodziło. Czubek buta Erica, dosięgnął szczęki przeciwnika, dokładnie w momencie kiedy ich spojrzenia się spotkały.  Uderzona głowa odskoczyła jak piłka, a długowłosy w międzyczasie przypadł do brata jak hart do ofiary posyłając kombinacje szybkich uderzeń w klatkę, a choć tamten szybko złożył gardę, dwa czy trzy pierwsze ciosy weszły na czysto. Odskok i atak z prawej. Uderzyć i odskoczyć, tak w tym niższy z braci Blythe był najlepszy. A Nathaniela powoli trafiał szlag. Emocje zaś to nie jest dobry doradca, nie jeśli pozwalasz im sobą kierować.

- Emocje,  to pomoc i przeszkoda jednocześnie. Tyczy się to każdej dziedziny życia. Kontaktów z ludźmi, interesów czy w końcu walki.  – Edward Blythe nie był zły, nie w ścisłym tego słowa znaczeniu. Był za to wielce rozczarowany,  a kiedy jesteś ośmioletnim perfekcjonistą, wokół którego jak sądzisz zbudowany jest cała przyszłość nowoczesnego świata,  rozczarowanie rodzica w, którego jesteś wpatrzony jak w święty obrazek boli jak grzebanie rozżarzonym prętem w otwartym złamaniu i ciąży jak źle dopasowana płytowa zbroja. W zielonych oczach Erica zaszkliły się łzy. Nie płakał jednak. Blythowie nie płakali. To było poniżej ich godności. Ze wstrętem wytarł twarz rękawem koszuli, nie tylko osuszając wilgoć z oczu, ale również  rozcierając resztki błota pozostałe mu na twarzy.
Było jak zwykle. Pożarli się z Nathem o drewnianego rycerza, którego to Ericowi, ojciec przywiózł z Londynu. Nate najwyraźniej uważał inaczej, więc próbował odebrać zabawkę, chociaż przecież dostał też swoją. Potem poszło jak zwykle. Eric wyzwał Nate’a od złodziei, małpoludów i tępogłowych synów chorej owcy. Ten odparował najgorszą z możliwych obelg i śmiał oskarżyć go o bycie  „rozmazgajoną babą”, a do tego ośmielił się zapytać czy sukienka, którą ojciec przywiózł od krawca na niego pasuje. Skutkiem była sakramencka kłótnia, połamany nos i rozbita warga u Clancyego, oraz wielka śliwa pod okiem i wybity ząb u Erica, błoto znalazło się na twarzy długowłosego w momencie kiedy Nathaniel chwycił brata za włosy i parokrotnie wcisnął mu buzie w glebę, zarzekając się, że ponoć pomaga paniom na urodę. Eric chwile później  wcisnął mu za to palec w , lewe oko, ale zniewaga dalej paliła boleśnie.  
- Gniew może napędzić Cię do działania, ale też zaciemnić twój osąd. – Ojciec kroczył przed nimi sprężyście, w tą i z powrotem. – Strach paraliżuje, jednak wzmaga instynkt przetrwania, a miłość czy lojalność potrafią popchnąć człowieka do rzeczy wielkich, ale stanowią też obciążenie, które ciężko zignorować. – obaj pokiwali w milczeniu głowami. Ericowi wystarczyło, jedno spojrzenie na brata żeby wiedzieć, że wstyd jaki odczuwał w tej chwili udzielił się także i jemu. – Nie jesteście zwierzętami. Nie pozwólcie więc sobą kierować jak byle muł. Bez rozumu, myślcie, obserwujcie, reagujcie. To umysł kieruje emocjami nie odwrotnie! – to nie był krzyk, ojciec po prostu podniósł głos o dwa tony jednak to wystarczyło by obaj skurczyli się nieco. – Zrozumieliście? – zapytaniu Edwarda towarzyszyło świdrujące spojrzenie na obu nicponi. Eric nie musiał nawet patrzeć na brata, żeby wiedzieć, że ten kiwa głową podobnie jak on.  Ojciec jednak milczał długo, jakby na coś czekając. W końcu jednak westchnął zrezygnowany i wskazał ruchem głowy miejsce które, roboczo nazywali „ringiem.”
– No dalej ancymony. Skoro macie tyle sił żeby przepychać się jak byle chłopi I taplać w błocie jak świnie to , zobaczymy ile zrozumieliście i jak umiecie to wykorzystać w starciu prawdziwych  dżentelmenów.  – Lord Blythe uśmiechnął się do siebie i odwrócił by podążyć na ring, oni powlekli się zanim, smutek jakoś nie przeszkadzał im w bardzo zawiłej konwersacji na obraźliwe gesty czy miny kiedy szli za ojcem.
Chwile później okazało się jak niewiele rozumieli. Przyjmować pewne rzeczy do wiadomości to jedno, ale stosować je w prawdziwym życiu to było zupełnie co innego.


Eric, mimowolnie uśmiechnął się do wspomnienia. Wyprowadzając kolejną kombinacje kopnięć i uderzeń. Obserwował jak parujący z wściekłości historyk broni się rozpaczliwie. Trzymał pancerną gardę, kąsając raz po raz jakąś kontrą, ale obaj wiedzieli, że na te chwile, to Eric, góruje w starciu,  Łapał rytm, ewidentnie zyskiwał przewagę, a jego ciosy raz po raz znajdowały małe szczeliny w obronie brata. Może nie był tak silny jak Clancy, był jednak cierpliwy i potrafił zamęczyć przeciwnika, a przede wszystkim go rozjuszyć.  
Nate może nie był tym samym gówniarzem, który za każdą pierdołę domagał się „satysfakcji”, ale dalej nie do końca wiedział, jak wykorzystać swoją agresje przeciwko innym. Brakowało mu opanowania aby...
Damon wygiął się w tył w panicznym uniku. Mordercze prawe kopnięcie Nathaniela, które bardziej usłyszał niż wyłapał wzrokiem,  przemknęło mu rozmazaną smugą milimetr nad nosem.  Następnym co zobaczył profesor był zawieszony nad nim złowieszczy cień szykującego się do morderczego ciosu z góry oponenta. Błysk energii w zielonych, płonących zimną furią oczach zwiastował rychły koniec starcia. Musiał działać jak błyskawica. Przeniósł środek ciężkości ciała tak, że jeszcze milimetr i stracił by równowagę, wiedział że siła bezwładu pociągnie go w dół i jeśli nic nie zrobi grzmotnie łbem o glebę, a tam Nate go zwyczajnie zamęczy, dlatego zamierzał pofrunąć.  Wyrzucił ręce w tył pod takim kątem że każdemu normalnemu człowiekowi dawno wypadły by ze stawów, energia kosmiczna, która, zapłonęła w jego ciele, pozwala ignorować takie ograniczenia. Podkurczył nogi zwijając się w kłębek,  wybijając się jednocześnie z wyprostowanych  rąk jak ze sprężyn. Cios chybił o włos, a długowłosy usłyszał ciche łupnięcie kiedy cała para jaką Nate włożył w uderzenie walnęła w ziemie. Z gracją akrobaty zakończył salto lądując idealnie na dwie nogi jak zawodowy akrobata. Spojrzał na brata. Oczy Erica, nadal płonęły tym zimnym niepokojącym czymś, na dnie czego czaił się jego kosmos. Prawa brew uniosła się jednak w geście uprzejmego zainteresowania sytuacją.
- Jeśli nie możesz zwyciężyć na ziemi, zwyciężaj w niebiosach. – powiedział sentencjonalnie Eric odpowiadając na niewypowiedziane pytanie.

Indyjskie słońce paliło jego nagie plecy i tors. Zbliżała się godzina dwunasta, a Eric Damon Blythe, rozciągnięty na dwóch palach w idealnym szpagacie. Wykonywał powolnie kolejne sekwencje ciosów, jeden za drugim. Prawa, lewa, prawa lewa, dół, góra, dół.
- Czy wasza Lordowska Mość byłby łaskaw zejść? Ajatma chciałby z Panem porozmawiać.  – spojrzenie w dół ujawniło że, zadającym pytanie był nie kto inny jak kapitan Charles Reede, głównodowodzący Keythonga, obok niego stał Swami*  Ajatma, jeden z wyższych hierarchów w klasztorze na którego utrzymaniu obecnie pozostawali.
- Dajcie mi chwile kapitanie, zaraz do was zejdę. – rzucił  – I to jest Swami Ajatma. Dokonał wielu wyrzeczeń by otrzymać tytuł Swami i będziesz się do niego zwracać z szacunkiem. Czy wyrażam się, zrozumiale  Kapitanie Reede? - głos Erica przed chwilą całkowicie obojętny,  ciął niby nóż, a temperatura otoczenia zdała się nagle spaść o kilka stopni.  młody kapitan wyglądał zaś jakby całą siłą woli powstrzymywał pąs występujący na twarz. Z marnym skutkiem zresztą.
– Oczywiście wasza lorodwska mość. – ukłonił się w końcu sztywno, po wojskowemu. Eric skinieniem głowy dał znać, że sprawę uważa za zakończoną i wrócił do ćwiczeń.
Prawy prosty, lewy prosty, lewy na dół prawy na górę i odwrotnie i tak dwadzieścia razy. W końcu musiał wykonać  dokładnie trzydzieści tysięcy powtórzeń i nie zamierzał zaprzepaścić poświęconego temu czasu.
Kiedy skończył, spiął mięśnie nóg i podskoczył by stanąć na jednym ze słupów. Z dołu doszło go, pełne podziwu gwizdniecie Reede’a. kolejne pale, prowadzące w dół ustawione były niczym schody,  i poprzetykane, różnorakimi przeszkodami. Pierwsze piętnaście słupów, pokonał biegiem skacząc i wybijając się raz jedną, raz drugą nogą, nigdy obiema. Wielką przepaść między piętnastym a szesnastym słupem, pokonał chwytając się, specjalnie przygotowanych belek. Trzy belki, trzy kolejne salta. Kiedy lądując na słupie poślizgnął się na własnym pocie i niemal spadł, usłyszał stłumione przekleństwo Reede’a. Nie mając jednak czasu, rozpływał się nad nadspodziewaną lojalnością tego człowieka, podciągnął się szybko na belkę, po czym kontynuował bieg jak poprzednio. Poślizgnął się jeszcze cztery razy nim wreszcie znalazł się na dole. Reede był blady jak śmierć na maszcie, ale Swami Ajatma uśmiechał się tylko dobrodusznie bez odrobiny przygany w oczach.
- Namaste – Eric ukłonił się zgodnie z miejscowym zwyczajem starszemu mnichowi. Otrzymawszy w odpowiedzi podobne pozdrowienie zwrócił się do Reede’a.
- Wykonaliście swoje zadanie kapitanie, a mnie nic nie jest, takie rzeczy zdarzają się na ćwiczeniach. Każda porażka jest nawozem sukcesu jak to mówią. – jego usta wykrzywił sarkastyczny grymas, reszta twarzy utkwiła w martwym znudzeniu, co sprawiało dość nienaturalne wrażenie. -  Możecie odejść. Chyba że jest coś jeszcze?
- Tylko to że statek będzie gotowy za miesiąc. Matkins mówi że, uszkodzenie masztu jest poważniejsze niż myślał. – Blythe skinął tylko głową. Jeśli o niego chodziło załoga Keythonga miała cały czas świata. Przed nim jeszcze masa nauki, i masa sekretów jakie skrywał ten dziwny kraj.  
Nim zostali zaproszeni do grona odwiedzających, on i jego załoga nieopatrznie narobili zamieszania w pobliskim miasteczku, a kiedy mieszkańcy posłali po mnichów by Ci załagodzili sytuacje, marynarze i co, ze wstydem przyznawał przed sobą, sam Eric, kazali im się wynosić. Oczywiście nie podziałało. Wygląda na to, że łatwiejsze zadanie czekało tego który chciał nauczyć marmur płakać, niż tego, kto chciał zmusić zaprzysiężonego mnicha do odwrócenia się od zła. Wywiązała się bójka. Dziś Eric już wiedział, że mnisi nie zaatakowali by pierwsi, ale z pewnością umieli się bronić. Nim Eric zdążył choćby pomyśleć o użyciu kosmosu do walki ze zwykłym kapłanem, już leżał oszołomiony na glebie, słuchając spokojnego i radosnego wykładu Ajatmy o pacyfizmie, potrzebie zrozumienia i doskonalenia nie tylko ciała, ale i duszy.
     
 

   Tak. Pełna równowaga i pełna kontrola. Religia miłości Swami Ajatmy mogła nigdy nie znaleźć drogi do serca Erica, jego filozofia walki jednak, owszem. „Jeśli nie możesz zwyciężać na ziemi, zwyciężaj w niebiosach.” – to było ulubione powiedzenie Ajatmy. Wielowymiarowe i głębokie w swojej prostocie, spłaszczone do zwykłego „zawsze jest jakieś nieszablonowe wyjście z sytuacji. Szukaj go.” Obrażało całą ideologie, którą prezentował ten światły człowiek i obrażało samego Blythe’a jako jednego z jego uczniów, ale działało, o czym właśnie przekonywał się Nathaniel.

Eric atakował bez wytchnienia. Co i raz doskakiwał do brata, próbując wrazić mu to pięść, to but w miękkie ciało. Raz po raz zmieniając koncepcje ataku. Zmuszając Nate’a do niemal stałego trzymania gardy i polegania wyłącznie na instynkcie i wrodzonym refleksie, ale nawet gdy uderzał w gardę alchemik wiedział, że obrażenia całego organizmu kumulują się i obciążają organizm. Nic nie może trwać wiecznie.
Lewy Prosty, prawy hak, niskie kopnięcie, prawy na dół, wyskok i gilotynowe kopniecie w lewy bark. Wszystko płynnie przechodzące jedno w drugie. Ależ on się świetnie bawił! Zupełnie jakby znowu byli dziećmi. Szczególnie że, Nate nie pozostawał dłużny, sam pokazywał, że nie jest przecież bezrozumną górą mięsa i sam potrafi żądlić jak pszczoła,  jego mordercze kopnięcia, ograniczały ruchliwość Damona, a gdy ten wreszcie pod naporem ciosów stawał w miejscu choć na chwile Clancy przypadał do niego jak bestia chwytał, z reguły byle jak i nie skupiając się na technice i serwował dwa albo trzy uderzenia kolanem, albo łokciem nim Ericowi udało się wyrwać. Wielkie umysły myślą podobnie jak to mówią.

Eric dyszał jak kowalski miech. Naprawdę potrzebował dobrej kawy.  Oczywiście hamował się w ciosach i wiedział, że Nate też zachował w sobie tyle kontroli by nie uderzać z pełną mocą, nie zmieniało to faktu, że zwykły przyjacielski sparing to, to już nie był, więc choć obaj dyszeli jak zamęczone konie,   Blythe wiedział że, nie da się tego racjonalnie zakończyć. Sprawy zaszły za daleko by któryś z nich po prostu wyprostował się grzecznie podał prawice drugiemu i rzucił. „Fajnie było, to co powtarzamy to w następny wtorek?” Nie, Spiczasta Fryzura musiał skończyć na glebie. Inaczej zwyczajnie nie uchodziło,  inaczej byłoby to kalanie rodowego miana. Trzeba było to skończyć.
Nabrał rozpędu, wyskoczył w kierunku brata i kopnął trzy razy, zupełnie jakby chodził w powietrzu, nadział się na blok, oczywiście, ale to było dokładnie to czego potrzebował. Odbił się od gardy, uskoczył w przód, wykonał kolejne salto lądując plecy w plecy z bratem. Niewiele myśląc zebrał siły i wraził mu dwa łokcie w słabiznę. Poczuł jak ciało Nathaniela wiotczeje odrobinę, teraz tylko czekać na triumfalne łupnięcie i po wszystkim. Uśmiechnął się, usłyszał świst, a potem poczuł jak jego lewa noga odmawia posłuszeństwa i sam leci na glebę. Dopiero gdy był centymetr nad ziemią usłyszał upragniony dźwięk poddającego się ciała  brata. Sukinsyn zdążył go podciąć zanim sam upadł.

Dotyk piasku był, słodszy niż pocałunki kochanki ,  wiatr we włosach, pieścił skórę, a on dyszał ciężko nie mając w tej chwili nawet ochoty spróbować się podnieść. Przekręcił się na plecy i roześmiał się w głos.  
- To było naprawdę dobre Nate! Powtórka we wtorek?
[trening na umiejętność sztuki walki]

OCC:

*Swami – hinduski tytuł honorowy przyznawany mnichom, którzy podążają drogą ascezy i oświecenia.

Jak widać jest to zapowiedziana kontynuacja postu Natha, jak również post treningowy na umiejętność. Nathaniel był na bieżąco informowany o pracach nad postem i udzielił mi pozwolenia na przedstawienie poczynań jego postaci w zakresie koniecznym dla niezepsucia wrażenia sparingu z jednoczesnym zachowaniem wymogu postu na umkę.
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Nie Lut 23, 2020 7:47 pm
___Całokształt ćwiczeń i sparing miał swojego cichego widza. Pod ścianą, nieopodal drzwi, stał średniego wzrostu, brązowowłosy mężczyzna, na oko niemal trzydziestoletni. Ubrany w prosty, ale gustowny czarny kaftan z bogatymi, srebrnymi zdobieniami. Obserwator stał tam ledwie kilka minut, milcząc, nie przeszkadzając wojownikom. Gdy Ci w końcu padli na piach, uniósł dłonie i zaczął klaskać. Zbliżył się w stronę rodzeństwa, stając z dwa metry od nich i splótł ramiona na piersi - z bliska wiadomo było, kogo mają przed sobą. Jonas nie był żołnierzem, ale pomocnikiem dowódców, posłańcem ich wiadomości oraz organizatorem życia na Zamku Heinstein. On był odpowiedzialny za zapasy jedzenia i wody, konie, służbę oraz za zakwaterowanie poddanych Hadesa. Odgrywał wyjątkowo ważną rolę, ale nie będąc zaprawionym w boju, większość wojowników cały czas umniejszała jego zasługom oraz pracy, więc nie pałał do nich szacunkiem. Preferował Sędziów, Pandorę i wyżej postawione Widma, ceniących jego pracę, a takie pomniejsze mięso armatnie, miało go zawsze za popychadło... Nic dziwnego, że był uprzedzony, a jego szare oczy zerkały na braci z niechęcią.
___ - Jak rozpoznać braci Blythe... - rozpoczął niby neutralnym, acz teatralnym tonem, patrząc na spracowanych bliźniaków z góry, mrużąc powieki i nie kryjąc tego, że nie chce z nimi rozmawiać. - Cały Zamek wie, że Blythów rozpoznać można po włosach, niby rozżarzone do czerwoności węgle i po zatęchłej pyszałkowatości, jaka nosi się za nimi, gdziekolwiek pójdą... Dzięki niej tu trafiłem, jakby nie patrząc. Mam wiadomość dla waszmość panów. - syknął cicho, z wyraźniejszą już niechęcią, strzepując pył placu ćwiczebnego, który osadzał się na czarnych, jedwabnych spodniach. - Pani Pandora was wzywa, ma dla was zadanie. Dlaczego akurat was, pojęcia nie mam, ale nie moja w tym głowa. Czeka na was w ogrodzie, przybądźcie do niej jak najszybciej... - zakończył, lecz w połowie kroku w stronę zamku, odwrócił się i rzucił jeszcze przez ramię - Jeśli mogę coś zasugerować jaśnie panom, umyjcie się, nim staniecie przed jej obliczem. Na zaduch zarozumialstwa wiele to nie pomoże, ale na smród spoconego ciała na pewno. - skwitował ostentacyjnie swoje słowa Jonas, oddalając się już w stronę drzwi do zamku... Gdy ujrzał szczelinę w ścianie, dzieło włóczni Erica i opadły mu ramiona. Przystanął na chwilę, pokręcił głową i odszedł, a nim odszedł, jeśli ktoś wytężył słuch, dało się usłyszeć, jak klnie pod nosem, że już piąty raz w tygodniu musi posyłać po kamieniarza.
Eric D. Blythe
Eric D. Blythe
Liczba postów : 28

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Pon Lut 24, 2020 2:07 am
Świat migotał mu przyjemnie przed oczami.  Trochę jak po zbyt dużej dawce haszyszu. Cieszył się każdą mili sekundą spokoju i każdą pieszczotą wiatru na twarzy, nie przeszkadzał mu nawet piach który dostawał się we włosy. Był szczęśliwy, ten dzień nie mógł zacząć się lepiej. Dostrzeżony na niebie cień znajomego łownego ptaszydła krążącego nad jego głową, które najwyraźniej strzegło swego Pana niczym niesforne pisklę wzmógł tylko uczucie i jak zwykle, w takich chwilach apogeum szczęścia, ktoś musiał to koncertowo spaprać. Zdegustowana twarz Jonasa pojawiająca się nad tobą ni  stąd ni zowąd w akompaniamencie salwy przesiąkniętych szyderstwem oklasków,  to nie jest widok który prawdziwy celtycki wojownik chciałby oglądać w tak szczęśliwej chwili. Tego Eric był pewien w stu procentach teraz bardziej nawet niż zwykle, w związku z bardzo empirycznym dowodem potwierdzającym te tezę.

- „Mam wiadomość dla Waszych Lordowskich Mości” tak powinieneś powiedzieć Ty ignorancie. – Eric włożył w te słowa tyle mroźnej, mentorskiej, profesorskiej godności ile mógł, a wypowiedział je tak głośno że usłyszeli je wszyscy zgromadzeni na placu. Zupełnie jak na sali wykładowej.  Jakoś nie miało dla niego znaczenia że, właśnie leży rozciągnięty jak długi na placowym piachu. -  Sformułowanie „waszmość panowie” czy właściwie jak powinieneś powiedzieć „Waszmościowie” sugeruje szlachtę, ze wschodniej Europy. nie z Imperium. Pożałowania godny brak rozeznania w etykiecie, szokujący biorąc pod uwagę twoją  renomę i zdolności zarządcze Kwatermistrzu Jonasie. – słowo „Kwatermistrzu” wypowiedział z naciskiem, bez drwiny, przygany, a nawet z odrobiną uznania  dokładnie tak jak szlachcic zwracał by się do zarządcy. Dokładnie tak jak go nauczono. – Rozczarowujące. – dodał  – do tego dostrzegam poważne błędy logiczne w twoim rozumowaniu. Jeśli iść ich tokiem, można by zakwestionować twoją inteligencje,  czemu przeczy reszta dowodów per se, ale to jak się zdaje materiał na osobną dyskusje. – uciął pozwalając mężczyźnie wysłowić się do końca. Po pierwsze dlatego, że jego teatralna nadętość i wroga postawa bawiła go niczym wymówki marnego żaka, po drugie dlatego, że nie przychodził by do nich tylko po to by popluć jadem dla uciechy. Nie byli na tyle ważni. Jeszcze. Finalnie zaś dlatego, że powiedzenie osobie, która dba o twój ciepły posiłek że, wedle jej własnych słów, w razie konfrontacji stosunek sił prezentowałby się mniej więcej czterech mężczyzn do pół, więc nie powinien z nich szydzić zakrawało na prostą drogę do Piekła i to takiego w którym nawet słudzy Hadesa nie chcieli by się znaleźć.  

Wiadomość zresztą, zgodnie z przypuszczeniami Blythe’a , była niezwykłej wręcz wagi a dla w uszach Erica  zabrzmiała niczym muzyka najczystsza . „Pani Panodra was wzywa” Eric poczuł dreszcz podniecenia nie tylko ze względu na doniosłość faktu, że najwidoczniej czekało na nich pierwsze poważne zadanie, ale także a może przede wszystkim ze względu na kobietę, której dotyczyła. Pandora, druga po samym Hadesie. Kwintesencja lojalności, wytworności, elegancji i masy talentów. Zamknięta w nader pociągającą i kuszącą ziemską powłokę. Rzadko która kobieta działała na niego tak silnie jak namiestniczka Hadesa. To musiał przed sobą przyznać. Myśli o Pandorze, tak bardzo zajęły jego umysł, że zupełnie zignorował dalsze przytyki Jonasa. Zupełnie jakby go nie dotyczyły, kiedy kąśliwy zarządca oddalił się do swoich obowiązków Blythe podniósł się i otrzepał z pyłu.

Nie zaprzątając sobie głowy pomocą leżącemu bratu, która jak doskonale wiedział potrzebna była mu dokładnie tak jak świni siodło i z równie świńskimi manierami została by zapewne odrzucona. Podszedł do porzuconej wcześniej broni. Wyrwawszy zaś oręż z gleby zakręcił nim parę razy, dla sprawdzenia czy aby wszystko z nim w porządku. Zadowolony z oględzin powędrował w kąt ćwiczebnego placu by tam, uprzednio rozebrawszy się do pasa, przy pobliskiej studni  dokonać pośpiesznych i niezbędnych ablucji. Będąc zaś niemal pewnym że Nate postąpi za jego przykładem, jako że choć  uwagę Jonasa, kąśliwą czy też obraźliwą można było nazwać z pewnością, tak kłamliwą przynajmniej w zakresie odoru potu i zmęczenia jaki roztaczały ciała braci w żadnym wypadku, nazywać jej co najmniej nie wypadało, postanowił podzielić się spostrzeżeniami jakie zaprzątały mu głowę, nie przerywając toalety przy pomocy zimnej wody oraz wyciągniętego z jednej z licznych kieszeni peleryny grudki mydła.  

- Jakieś przypuszczenia o co może chodzić Profesorze? – celowo użył tytułu brata jakby dla oddzielenia sytuacji od sparingu z przed chwili. – Na wyniesienie raczej za wcześnie, jesteśmy tu raptem trzy miesiące. Jonas to wrzód na asinusie, ale ma racje. Nie mają powodu by nas tutaj  szanować. To nie Cambridge Nate, tu nie Londyn gdzie okazje same pchają się do łóżka, wystarczy że, zaświecisz lordowskim sygnetem, a jak pachniesz w miarę przyzwoicie walą do Ciebie drzwiami i oknami. Jesteśmy tu kompletnie bezimienni.  – perorował Eric na powrót wciągając odzienie. Zarzuciwszy pelerynę na ramiona, chwycił opartą o studnie włócznie w dłoń. Był gotów, przydałoby się co prawda jakieś pachnidło, ale zważywszy na cel wizyty tutaj wszystkie flakony zostawił w komnacie, jako zbędny balast. – No chyba że zacząłem kosić we śnie Złotych niczym chłop pszeniczne łany, a Ty pokazałeś Posejdonowi gdzie można mu wcisnąć jego boski trójząb. – uśmiechnął się do tej myśli, a jego jadowicie zielone oczy zalśniły.  To były piękne wizje, szkoda tylko, że na tą chwile mało realne. Jednak cała sprawa dalej go gryzła. Przecież gdyby sprawa była zwyczajna posłano by ich do jednego z  Widm.  To miało by jeszcze sens, a tak?! Nienawidził nie wiedzieć, nie rozumieć. Był Blythe’m do kroćset. Żył po to by wiedzieć, by generować zrozumienie, w końcu by oświecać i kierować stadem tych przesądnych baranów, których świat dumnie nazywał ludzkością, a która nie odróżniała kąpieli od seksu. Miał nadzieje tylko że Nate szybko skończy i będą mogli wyjaśnić te sprawę, no i nacieszyć oczy widokiem jednej z najpotężniejszych i najseksowniejszych tego świata.   

[z/t] (przynajmniej jeśli nic się nie zmieni)
Nathan
Nathan
Liczba postów : 60

Kosmos
Frakcja:
Zbroja: Brak

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Pon Lut 24, 2020 9:35 pm
___Walka potrafiła sprawiać przyjemność jak każda dziedzina życia. Musiała odbywać się jednak na pewnych warunkach, których spełnienie da rozkosz podobną do wypicia kieliszka dobrego wina, bądź zdobycia odpowiedniej księgi. Pojedynek z równym przeciwnikiem, a do tego własnym bratem był jedną z tych rzeczy, które się ceni. Równorzędny przeciwnik, którego niby znasz, ale zawsze ma coś ukrytego w rękawie, co może cię zaskoczyć. Takie walki przynosiły najwięcej satysfakcji, kiedy istniało ryzyko porażki. Nathaniel dawno nie miał tak intensywnego sparingu, gdyż pojedynki z jakimiś wymoczkami raczej ciężko było nazwać równorzędnym starciem. Bardziej uznawał to za przyjemny trening na żywych organizmach, gdzie mógł przetestować w praktyce swoje pomysły. Walka z bratem wyglądała jednak zupełnie inaczej, o czym mógł świadczyć wynik tego pojedynku. Eric już był w pałacu. Już witał się z królem, kiedy padł jak rażony piorunem na ziemię. Zapomniał, że przeciwnika obserwuje się do samego końca, gdyż nawet upadając może zadać jeszcze cios. Ostatecznie obydwaj Lordowie Blythe znaleźli się na plecach, a pojedynek zakończył się sprawiedliwym remisem. Przynajmniej dla postronnych, gdyż z pewnością każdy z braci uważał, że powinien wygrać to starcie.

___Leżenie na tym chłodnym piasku było niczym wystawienie twarzy na przyjemną morską bryzę. Dawało uczucie odprężenia dla spoconego i zmęczonego ciała, równocześnie sprawiając, iż nie chciało się wstawać. Po co, skoro to miejsce jest tak idealne? Nie zna wygody ziemskiej gleby ten, kto nigdy nie trenował do utraty sił.
- Pewnie. – odparł w stronę brata, również się szeroko uśmiechając. Łapał powietrze w płuca, tak jakby bał się, że ktoś mu je odbierze, ale to było chwilowe. Wystarczyło chwilę poczekać, a oddech zacznie się normować. Spowolnić oddychanie. Brać większe wdechy. Prosta sprawa, ale dla niektórych szybsze oddychanie po nieznacznym wysiłku było już prostą drogą na łono Abrahama. Ludzie niestety zupełnie nie wiedzieli jak działa ich organizm i znaczna większa część społeczeństwa każde odstępstwo od normy traktowała jako zwiastun rychłej śmierci.
Nathaniel nie wtrącał się w wypowiedź Erica. Po pierwsze byłoby to zgoła nieuprzejme, a po drugie nie było potrzeby tłumaczyć tak prozaicznej kwestii drugi raz. Kwatermistrz Jonas był człowiekiem inteligentnym i z pewnością zrozumie, co też jego drogi brat ma na myśli, zważywszy na to, że wytłumaczył wszystko w dość jasny sposób.
- Żebyś ty tak bracie swych studentów uczył, to byśmy mieli o wiele więcej wykształconych osób w naszej pięknej ojczyźnie. – powiedział Nathaniel i podniósł się szybkim, jednolitym ruchem. Nie potrzebował pomocy brata, gdyż tak stary jeszcze nie jest, aby nie dać rady wstać z ramion matki Ziemi.
- Dziękujemy Kwatermistrzu za przekazaną informację oraz poradę. Weźmiemy ją sobie głęboko do serca, a tobie życzymy miłego dnia, gdyż jak widzę wzywają cię jakieś ważniejsze obowiązki. Do kolejnego spotkania. – powiedział Nathaniel z uśmiechem na twarzy, który jeszcze bardziej się poszerzył, gdy spojrzał na minę swego brata ukochanego.
- Ericu ślinisz się. – powiedział i poklepał brata po ramieniu, by następnie ruszyć w kierunku studni.

___Eric powlókł się wraz z nim i aktualnie korzystali z dobroci chłodnej wody, aby oczyścić swe ciała. Przynajmniej na tyle na ile mogli, a starali się bardzo. Dodatkowym plusem było to, iż obydwaj nie uchylali się od codziennej kąpieli, tak więc nawet po tej walce ich wygląd był znacznie lepszy niż połowy mieszkańców tego zamku.
- Wszystko zależy od okoliczności, ale myślę, że może chodzić o jakąś prostą misję. Coś, co sprawdzi nas i pokaże panience, z jakiej gliny jesteśmy stworzeni. Co do bycia szarą masą to acu rem tetigisti mój drogi bracie. – powiedział Nathaniel, wylewając sobie na głowę kubeł lodowatej wody. Było to niezwykle odświeżające.  Zaśmiał się kiedy Eric stwierdził o ich nocnych dokonaniach, które z pewnością były wielkie, ale można je było wsadzić aktualnie w bajki.
- Na wszystko przyjdzie czas drogi bracie. Teraz jednak trzeba stanąć przed panienką Pandorą i pokazać, że zasługujemy na to, aby stać się osobami wysokiej rangi. Tytuły i urodzenie, które otrzymaliśmy w świecie zwykłych ludzi, tu nic nie znaczą, wszakże wszyscy jesteśmy równi. Actus hominis non dignitas iudicentur. – powiedział Nathaniel i po założeniu koszul na swoje ciało ruszył wraz z bratem tam, gdzie oczekiwała na nich piękna dama. Mokre włosy zaczesał do tyłu i nie przejmował się już nimi.
z.t do Ogrodów
Maou
Maou
Liczba postów : 20

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Czw Lut 27, 2020 8:18 pm
Maou powolnymi krokami dostał się na Plac ćwiczebny. Jego żyłka na czole pulsowała, gdy próbował sobie przypomnieć gościa pilnującego okolice Zamku. Od samego początku myślał o Maou jako o dziwnym żebraku, których w XVI wieku było pełno. Z jego lekko podartym ubraniem, rzeczywiście dawał swoją postacią takie wrażenie. Z nie znakomitą twarzą. Ubogim odzieniem. Wyrażający się dość niskim językiem.
Gdy kłótnia z tym jegomościem przywabiła kilku innych, Maou był zmuszony do wykorzystania nędznych sztuczek. Sam nie spodziewał się, że posunie się do tak radykalnych słów.
-Pochodzę z Mezaliansu. Jeśli chcesz wrócę ze swoją żoną, a wtedy to wy będziecie się tłumaczyć. Ja chcę jedynie wejść na Plac ćwiczebny i poćwiczyć!
Strażnicy pokazali na twarzy jeszcze większą pogardę w jego kierunku. Nie chcieli mieć dłużej do czynienia z nic nieznaczącym chłopem. Jednak każdy z nich odrobinę zmienił swoje nastawienie. Miał tylko odrobinę wyższy status od żebraka.
Strażnik pokazał mu miejsce placu i to właśnie on...
Maou robiąc wyrzuty ręki w przód, czuł na karku nieprzyjemny chłód Strażnika. Mimo tego próbował wyczuwać energię kosmiczną i wkładać w swoje wymachy całą siłę. Zwykły przechodzeń nie był wstanie tego zauważyć, więc nawet gdyby powiedział cokolwiek strażnikowi, to było jak nic nieznaczący pisk gryzonia w rogu karczmy.
Właśnie dlatego przybrał otoczkę Małżonka osoby o wyższym statusie. Sprowadzając na siebie wzrok Strażnika.
Cios za ciosem. Wymach za wymachem.
Pot spływał na jego czole, gdy przy placu zbierało się kilka strażników.
- Pogoń tego żebraka. Zaraz przyjdzie wiesz kto. Szpeci tylko czyste i schludne miejsce.
Żyłka na czole głównego bohatera zapulsowała. Wiedział, że droga bohatera jest trudna. A początki bywają ciężkie.
OCC:
Maou
Maou
Liczba postów : 20

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Pią Lut 28, 2020 10:35 pm
Maou widząc całe zamieszanie na placu, próbował to wszystko ignorować. Starał się wyczuwać energię kosmiczną w swoim otoczeniu i wkładać ją w swoje ataki. Aby nie było to wszystko nudne, wykonując ćwiczenia zatonął we wspomnieniach.
Był młodzieniaszkiem, który ledwo co opuścił pieluchy. Zawsze widział ćwiczących żołnierzy Hadesa, którzy chodzili tu i tam. Ich zbroje były pięknie zdobione a ich siła była niezrównana. Widział ich wyborną prezencję osób na szczycie. Każdy widząc ich pochylał swoje głowy i był im uległy. Maou miał rodzinę dość zwykłą, która nie wyróżniała się niczym konkretnym. Był dzieckiem dość niesfornym ciągle przyprawiając rodzinę o ból głowy. Nie raz kobiety pukały do tych drzwi z nieskromnymi wypowiedziami, nie zostawiającymi na młodziku suchej nitki.
Drzwi jego chatki pękały w szwach, niemalże wypadając z zawiasów.
Wszystko z powodu jego dziwnej przypadłości. Nieuleczalnej choroby... Był totalnym wrogiem wszystkich Matek i córek.

OCC:


Ostatnio zmieniony przez Maou dnia Pią Lut 28, 2020 11:44 pm, w całości zmieniany 1 raz
Maou
Maou
Liczba postów : 20

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Pią Lut 28, 2020 10:36 pm
Maou nadal wędrował po swoich wspomnieniach, robiąc ćwiczenia na placu treningowym. Widział teraz urywek czasu jego młodości w której dawał z siebie wszystko. Jego przygoda zaczęła się od poznania jednego z wielu Rycerzy Hadesa. Był bardzo miłym staruszkiem. Jego prezentacja przebijała niebiosa, a przynajmniej tak pamiętał. Był bardzo łagodnym nauczycielem tłumacząc wiele spraw i ucząc go o energii kosmicznej. Wykłady ciągnęły się naprawdę długo, nie raz wytwarzając u niego znudzony wyraz. Jednak nigdy z tego powodu się nie zdenerwował, tylko przerywał swoje nauki.
Karcony był tylko w dwóch wypadkach. Gdy jego wzrok wędrował na przechodzące piękne kobiety i gdy po zarwanej nocce po pooglądaniu przysypiał na jego wykładach.
Maou ze wzruszeniem wspominał o pięknościach które wtedy spotkał w niejednoznacznych sytuacjach. Były to rzeczywiście jego złote Lata. Będąc dzieckiem nigdy nie był za to przesadnie karcony, a nie jak dzisiaj... Gdy tylko chciałby coś takiego zrobić, to znalazłoby się multum ludzi którzy go za to ganiali i obrażali.
Maou wykonując po raz N'ty wymach w końcu głęboko się zastanowił o czym przed chwila myślał. Staruszek już dawno został zastąpiony pięknymi Pagórkami i widokami dziewczyn biorących kąpiel.

Strażnicy w tym czasie marszczyli brwi widząc obrzydliwą minę Maou. Jednocześnie byli pod wrażeniem jego kilkugodzinnych ćwiczeń, a z drugiej strony przerażała ich ta dziwaczna mina.

OCC:
Maou
Maou
Liczba postów : 20

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Pon Mar 02, 2020 11:34 pm
Wreszcie strażnicy podeszli do Maou informując ich, że niedługo przyjdzie tutaj ktoś ważny. Chłopak nie przejął się tym zbytnio, tylko ćwiczył trochę bardziej na uboczu. Strażnicy byli zaskoczeni tym, jak potrafił się zlać z tłem. Chłopak znów prowadził walkę z wyimaginowanym przeciwnikiem. Cios, unik, kontra.
Wreszcie jego wzrok się skupił na schludnie ubranej osobie w otoczeniu Strażników. Była to całkiem ładna Kobieta...
Nie wiedząc kiedy Maou zmienił się w stalkera, gdy jego wzrok ją namierzył. Utrzymując się w dystansie co najmniej kilkuset metrów, podążał za nią.
Chłopak w końcu usiadł na drzewie a z jego ciała lał się pot. W końcu przećwiczył Hades wie ile czasu. Robiąc sobie krótka przerwę, oglądał rozmawiającą boginię o wyglądzie 7/10. W myślach opisywał jej wygląd i sprawdzał jej umięśnienie powyżej brzucha i deko niżej niż plecy.
Nie mógł nacieszyć oczu, więc nawet nie zwracał uwagi na otoczenie. Wiatr delikatnie hulał, lekko odginając gałęzie drzewa. W tej pozornej ciszy wyczuwał mimowolnie energię kosmiczną pochłaniając ją jak jedwabne ubranie chłonie wodę. Wyczuwał również zapachy kwiatów i lekkie perfumy dziołchy. W sercu wreszcie rozumiejąc jej wysoki status. Dostanie choćby uncji płynnych perfum graniczyło z cudem. Było to całkowicie inne wrażenie niż zapyziały zapach stęchlizny z jego dawnego miejsca zamieszkania.
Maou próbował poczuć je jak najgłębiej.
OCC:
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Wto Mar 03, 2020 7:27 pm
___Maou, pochłonięty afirmacją pewnej osoby płci pięknej oraz komplementując jej gust odnośnie pachnideł, nie zauważył, że ktoś jeszcze pojawił się na placu. Strażnicy skłonili głowę, gdy rosły mężczyzna w ciemnej zbroi wyszedł z murów zamku, ciężkim, równym krokiem idąc przed siebie. Jego siwe, nastroszone włosy poruszał lekki wiatr, gdy przechadzał się po placu, obserwując obecnych tu wojowników i trenujących. Wskazywał ich błędy, dawał im wskazówki, jak mają ćwiczyć dalej i pilnował porządku wśród obecnych. Złapał za kij treningowy, szturchając młodzików by trzymali odpowiednią postawę podczas sparingów... Wtem, ujrzał tu kogoś, kto nie do końca pasował do obrazka pilnie ćwiczących wojowników Hadesa.
___Nim chłopak zdał sobie sprawę, dwa ciosy kijem sprawiły, że zleciał z gałęzi drzewa, na łeb na szyję, lądując plackiem tuż przed trenerem z Zamku Heinstein. Spook patrzył na niego z góry, a jego maska zdawała się jeszcze bardziej przerażająca niż kiedykolwiek.
Spook:
___Kim jesteś? Co tu robisz? - zapytał suchym, pozbawionym emocji głosem. Jego ton był pusty – równie dobrze mógł należeć do starca czy kobiety, trudno było cokolwiek wywnioskować z brzmienia jego słów. Był po prostu tak wyprany z uczuć, że jedyne znaczenie jakie niósł, był bezpośredni sens jego wypowiedzi. - Czego chcesz? - Spook opuścił kij, oczekując odpowiedzi od chłopaka, którego po raz pierwszy ujrzał na terenach Zamku swojego Pana.
Maou
Maou
Liczba postów : 20

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Sro Mar 04, 2020 4:48 pm
Maou w pewnym momencie zauważył niebieskiego ludzika dającego polecenia żołnierzom. Wzruszył ramionami i zabrał się ponownie za obserwowanie pięknych łąk i pól. Skupił się na tym tak bardzo, że wyłączył inne zmysły nie wiedząc co dzieje się dookoła. Był oczarowany tak piękna osobą. Czas mijał w niesamowitym tempie.
W pewnym momencie, w jego plecy zatopił się kij. Maou czując lekkie ukłucie, tylko na ułamek sekundy wyrwał się z obserwacji. Jego ignorancja była dość wysoka, bo pozwolił na drugie uderzenie, przez które spadł na ziemie jak kłoda. Wpatrywał się w niebo z mrowieniem na plecach. Jednak zamiast kilku chmur zobaczył tam przerażającą opancerzoną maskę. Jęknął przestraszony i tak szybko wstał, że jego głowa poleciała w ten zakuty hełm... Jakby chciał dać mu "Z dyni" z całej siły i szybkości jaką miał.
Maou był na tyle przestraszony, że wrzasnął
- Demoniczny Zakuty Żółw!
Paplając tak bez sensu, spontanicznie wymyślił nazwę na Hełm "Spook'a". Trzymając gardę i robiąc postawę do bójki, cofnął się o dwa kroki jak oparzony. Słysząc słowa opancerzonego gościa, odetchnął z ulgą i rozluźnił mięśnie. Przez chwilę był całkowicie spięty a jego każdy zmysł działał na maksymalnych obrotach.
- Przyszedłem potrenować na tym placu. Czy chciałbyś spróbować przyjąć mój cios i sprawdzić moją siłę? Jeśli nie spełni twoich oczekiwań, to natychmiast stąd wyjdę.
W jego oczach rozpalił się płomień bitki. Podskakiwał małymi kroczkami, zmieniając nogi prowadzące ku przeciwnikowi. Czekał na jego odpowiedz z uśmiechem na ustach.
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Sro Mar 04, 2020 7:50 pm
___Spook nie przejął się ani przerażoną miną chłopaka ani uderzeniem w głowę. O dziwo, hełm zadzwonił jak kościelne dzwony przy kontakcie z czaszką młodzieńca i wibrował jeszcze przez chwilę jak gniazdo szerszeni, ale sam wojownik wydawał się być tym kompletnie niewzruszony. Przyglądał się Maou, puszczając mimo uszu to, że nazwano go Zakutym Żółwiem, ani nie zwracając większej uwagi na jego słowa. Spojrzał za to na jego gardę, po czym uniósł kij, który trzymał w dłoni, a który wcześniej posłużył mu do zrzucenia jegomościa z drzewa i stuknął nim o bark chłopaka.
___Ramię wyżej. Wyżej. Dobrze. - mówił mechanicznie i bez żadnych emocji, ale mimo to jasne było, że podjął się instruktarzu. Uderzył lekko końcówką o nogę Maou, każąc mu przesunąć ją na odpowiednią pozycję, po czym kiwnął głową. - Będę uderzał. Ty się broń. Możesz próbować mnie uderzyć. - powiedział krótko, a ledwie skończył mówić, kij poleciał w stronę piersi chłopaka. Ruchy Spooka były szybkie, płynne, nie dawał oczywiście dosięgnąć się pierwszemu lepszemu poplecznikowi Hadesa... Za to sprawdzał, jak nowicjusz poradzi sobie z blokowaniem ciosów kijem.

___OOC Tak jak ustalaliśmy, pora na trening~
Maou
Maou
Liczba postów : 20

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Czw Mar 05, 2020 6:44 pm
Słysząc dzwony po uderzeniu w hełm, chwilę rozglądał się za jakimś kościołem w okolicy. Ten dźwięk dla niego był na tyle nienaturalny, że pomyślał o zaczęciu mszy gdzieś obok.
Nie spodziewał się, ze przeciwnik będzie poprawiał jego postawę, ale zastosował się do jego wytycznych. Podnosząc ramię czuł trochę nienaturalną pozycję, przez co jego mięśnie napięły się bardziej niż zwykle. Musiał włożyć więcej sił mentalnych, aby upilnować swoja pozycję.
Gdy jeszcze dostał kijem po nodze, niemal natychmiastowo opuścił ręce, przez co znów dostał po łapach.
Gdy tylko stał już zgodnie z wymaganiami, jego przeciwnik nie dawał mu szans na przyswojenie nowej wiedzy. Słysząc jego ostrzeżenie od ataku Maou natychmiast użył swojego szóstego zmysłu, mając na to czas. Chłopak próbując przewidzieć cios swojego przeciwnika, był w duchu zdziwiony widząc tak szybki jego ruch. Mając inna postawę ciała, lekko przesunął prawa nogę, tak aby cios chybił go o kilka cali. Mając taką sylwetkę, miał nadzieje, że się mu to uda. Chyba, że przeciwnik nagle zmieniłby kierunek. Wtedy na pewno nie zostawiłby na nim suchej nitki.

Chłopak wiedział, ze miał za przeciwnika doświadczonego mędrca, więc nie próbował nawet na chwilę opuszczać gardy. Chciał wykorzystać całą swoją siłę i iść za ciosem. Pokazać wszystko co potrafi i wykrzesać aktualne maksimum, bo tylko tak mógłby się poprawić.
Odskoczył na dwa kroki i przygotował swoją pięść zbierając energię kosmiczną i ładując ją do granic możliwości.  Władował w ten cios więcej Cosmo niż w zwykłym ataku.
Mając w głowie wejście z pełnej petardy, skoczył ku przeciwnikowi wymierzając mu cios w klatkę piersiową. Mając za przeciwnika prawdopodobnie bardziej doświadczoną osobę, celował w najszersze miejsce ciała.  Wszystko z powodu zminimalizowania szans na jego unik.
Cios w głowę, może wyglądałby lepiej i mógłby zadać większe obrażenia... Ale Maou brał przeciwnika na poważnie. Stawiając się niżej niż on. Zawsze lubił walczyć z silniejszymi przeciwnikami, bo ci nauczą go najwięcej.

OCC:
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Czw Mar 05, 2020 7:23 pm
___Trener, jakiego wybrał Hades dla swoich wojowników, miał tylko jedno zadanie - nauczyć nowicjuszy walczyć. I to walczyć dobrze, co było swego rodzaju wysoką poprzeczką, biorąc pod uwagę to, że niektórzy, trafiając do Zamku Heinstein potrafili jedynie wszczynać karczemne awantury. Inicjatywa i zapał Maou zrobiły na Spook'u pewne wrażenie... Czego oczywiście ani jego maska ani postawa, ni głos nie okazały. Z początku wojownik atakował powoli, pierwsze ciosy były leniwe, acz dość szybkie. Chłopak uniknął kilku z nich, ale oberwał w biodro a później w kolano - nie były to mocne uderzenie, bardziej strofujące, które sprawiały, że mimowolnie ciemnowłosy zmieniał pozycję do odpowiednie gardy, jakiej Spook chciał go nauczyć. Widząc aktywny i rozpalony kosmos, trener przerzucił kij z jednej ręki do drugiej, pilnując każdego uderzenia Maou. Nie umknął mu widok rozpalonej pięści, która mierzyła w jego pierś, ale Spook w porę zasłonił się kijem... Maou uderzył w sam jego środek, zaskrzypiało drewno, gdy pięść przebiła się przez kij jak przez warstwę bibuły, dosięgając pancerza na piersi. Mężczyzna nawet nie drgnął, ale schylił głowę, wpatrując się teraz w dwa, równe patyki, jakie trzymał w dłoniach. Skinął głową aprobująco.
___Bardzo dobrze. - powiedział beznamiętnie. Jego pochwała, tym martwym głosem brzmiała jak suchy fakt, ale liczył się efekt. Spook złapał za oba kije - tym razem miał aż dwa, którymi mógłby chłopaka dźgnąć. Stanął w bojowej pozie, krzyżując je na piersi i oczekując kolejnych ciosów. - Jeszcze raz. Uderzaj. - polecił krótko.
Maou
Maou
Liczba postów : 20

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Pią Mar 06, 2020 7:42 pm
Chłopak widział przed sobą coraz kreatywniejsze ciosy przeciwnika. Z początku ograniczał się do prostszych trików, w końcu przybierając na sile. Maou cieszył się jak dziecko, gdy udawało mu się unikać ciosów. Nie było to jak zwykłe karczemne awantury które już miał dawno za sobą.
Chłopak poczuł dawkę bólu dostając po biodrze i kolanie. Natychmiast poprawił swoją postawę, bo widocznie miał w niej więcej luk niż z początku sądził. Na jego twarz wykwitł zawadiacki uśmiech gdy sam przyśpieszał ruchy próbując nadążyć za przeciwnikiem. Jego krew wrzała, a jego mimika rozkwitała niczym róża. Kwiat który posiada piękno, ale również posiada ostre kolce.
Maou nie skupiał się tylko na unikach, tylko próbował dograć kilka kontrataków na te ciosy. Jedne z nich były zwodami, gdy miały trafić w kij, to druga dłoń natychmiast kierowała się w tchawicę przeciwnika.
Czasem próbował użyć dłoni do uderzenia w punkt witalny -serce, ale to również okazywało się - nie jego celem. Kopnięcie zamaskowane jego górnymi ciosami, tym właśnie były te pozorowane ataki.

Po jego Ataku dłonią, widział dwa kije. Zmarszczyły mu się brwi, bo wiedział, ze intensywność walki na bank będzie co najmniej dwa razy większa. Słysząc jego pochwałę, musiał wykrzesać z siebie jeszcze więcej.
Odsunął się na kilka kroków i wziął rozbieg. Wyskoczył w powietrze i przechylił ciało, aby ustać na rekach. Wybił się na nich wysoko w górę i zebrał Cosmo w swojej nodze próbując zrobić "Kosumo Kikku". Leciał prosto na swojego przeciwnika z dwoma Kijami. Miał tylko nikła nadzieję, że nie dostanie więcej obrażeń. Postanowił, że warto zaryzykować i zniszczyć mu chociaż jedną broń.
OCC:
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Pią Mar 06, 2020 8:48 pm
___Ambicje chłopaka oraz jego zapalczywość prezentowały się o wiele lepiej, niż się Spook na początku spodziewał. Trener uniósł wyżej kije, oczekując kolejnej fali uderzeń ze strony ucznia, przygotowany by je blokować i w razie co naprostować. Gdyby Maou nieprawidłowo wyprowadzał cios albo miał złą pracę nóg, zostałoby to od razu metodycznie i bez zbędnych wyjaśnień poprawione... W końcu taki był jego obowiązek jako trenera i z tego słynął w Zamku. Nie doczekał się jednak Spook tego, co myślał, że nastąpi. Zamiast tego chłopak odsunął się zachowawczo, zrobił rozbieg i wyskoczył w powietrze, nabierając odpowiedniej siły po wybiciu się z ziemi ramionami. Poleciał w powietrze pięknym łukiem, a jego noga zalśniła kosmiczną energią. Trener spojrzał w górę, po czym szybko wzniósł w górę ramiona i trzymane w nich kije, krzyżując je nad swoją głową. W samą porę, bowiem siła wybicia Maou i grawitacja podziałały bez pudła - uderzenie kopniakiem było bardzo skuteczne. Zebrany kosmos palił i tętnił, sprawiając, że krew wrzała w żyłach. Spook nie drgnął co prawda, ale kije rozsypały się w drzazgi, a stopa chłopaka przebiła się przez nie z łatwością, uderzając w to co było pod nimi, czyli metaliczną maskę... I znów rozległ się dzwoniący dźwięk, jakby ktoś przywalił młotem w kościelny dzwon. Trener uwolnił nagle swój kosmos, który jak powiew wiatru lekko odepchnął od niego chłopaka - z naciskiem na lekko, gdyż Spook nie chciał go posłać w przestworza, jedynie trochę od siebie odrzucić. Uniósł obie dłonie, przytrzymując wibrującą maskę i czekał przez kilka sekund aż wszystko się uspokoi. Otrząsnął się lekko, po czym zwrócił głowę w stronę chłopaka.
___Mocno uderzasz. - przyznał. Pozbawiony prowizorycznej broni, nie przejął się zbytnio, po czym sam przybrał gardę. - Spróbuj mnie przewrócić. - nakazał mechanicznie. Wygląda na to, że podsuwał się jako worek treningowy młodemu Maou... Czy tylko o to w tym chodziło, czy był tu jakiś haczyk?
Maou
Maou
Liczba postów : 20

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Wto Mar 10, 2020 4:13 pm
Maou po swoim Ataku poczuł podmuch powietrza, przez co odleciał trochę. Był pod wrażaniem twardości swojego przeciwnika. Rzeczywiście był z niego Demoniczny żółw. Jego skorupa była niesamowicie twarda. Chłopak nie był w stanie cieszyć się swoim udanym atakiem, gdyż nie wywar na przeciwniku żadnego wrażenia.
Na szczęście udało mu się zniszczyć jego bronie, zawsze to dostanie kilka ataków mniej. Mniej bólu, tym lepsze ćwiczenia dla Maou.
Chłopak zdziwił się po słowach żółwia. Pochwała była dla niego odrobinę dziwna, gdyż ten stał przed nim jakby nigdy nic. Wzruszył delikatnie ramionami a jego brwi się zmarszczyły.
Prowokacja od przeciwnika nie zrobiła dla niego różnicy. Nawet jeśli zostałby skontrowany, to czegoś by się nauczył. Szukanie ucieczki nie było w jego stylu. Dodatkowo źle by świadczyło o żołnierzu Hadesa.
- Za Hadesa.
Nie musiał mówić nic więcej, było to wystarczająco jako słowa przyjęcia wyzwania.
Maou zebrał energię kosmiczną w nodze i ręce próbując połączyć oba ataki. Nie robił żadnych efektownych wyskoków. Swoją nogą celował w kostkę przeciwnika jego dominującej Nogi. Chciał doprowadzić do jego chociaż lekkiego "Zakołysania", bo wiedział że na takiego gościa to stanowczo za mało.
W tym czasie ręka naładowana energią kosmiczną, próbowała złapać go za kołnierz jego Zbroi.
Jednoczesne Kopnięcie w kostkę stopy i pociągnięcie go za napierśnik do siebie.
Sabotaż jego postawy i mocne naruszenie jego balansu poprzez pociągnięcie.
Taki był jego Plan na powalenie Żółwia.

OOC
OOC:


Ostatnio zmieniony przez Maou dnia Wto Mar 10, 2020 4:46 pm, w całości zmieniany 1 raz
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Wto Mar 10, 2020 4:46 pm
___Spook, zwany również Demonicznym Żółwiem, oczekiwał pierwszego ciosu ciemnowłosego chłopaka, stojąc w bezruchu jak przysłowiowy posąg. Dosłownie stał tak, jakby nic w świecie nie miało go ruszyć, nie musiał nawet wykorzystywać do tego swojego kosmosu. Ciężka zbroja, masywna postura i robiąca swoje grawitacja zamierzała odpowiednio zadziałać. Widział wyraźnie zamiary Maou i nie zrobił wiele by na to jakoś zareagować - dał się złapać za kark i uderzyć w kostkę. Ot, tyle - pomimo nadziei chłopaka, nie zachwiał się. Może i był od niego większy i masywniejszy, to równowagę potrafił zachować świetną... Ale jego stopa przesunęła się o kilka centymetrów. Siłą swego kosmosu, Maou poruszył Spooka! Jednak to o wiele za mało, by spróbować przewrócić kogoś, kto trenował samych Sędzi Piekielnych... Prawdopodobnie, bo pociągnięty w przód Spook przechylił się w stronę, w którą ciągnął go młodzieniec... Aż jego dłoń złapała za nadgarstek przeciwnika, bez trudu podniósł go wysoko, sam się prostując. Przez chwilę milczał, patrząc w górę na trzymanego gagatka, po czym opuścił go na posadzkę, tak, by stanął na równe nogi.
___Jeszcze raz. - powiedział, unosząc gardę. Jego ton był jak zawsze, beznamiętny, mechaniczny... Ot, czekał na jego kolejny ruch.
Beatrix
Beatrix
Liczba postów : 28

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Wto Mar 31, 2020 11:23 pm
[7]Zaprowadzili na trybuny i kazali oczekiwać na przybycie dogodnego instruktora. Bo jakże by inaczej, po paru mocnych uderzeniach, zwróceniu śniadania i upokorzeniach nie pokazać Beatrix, że większość czasu spędzi właśnie w tym miejscu. Trenując pod okiem jednego z bardziej dorodnych i okazałych wojów. Byli okrutni, więc z tą samą analogią powinna być jeszcze również, jak nie bardziej okrutna.

W obdartych ciuchach koloru brązowego, czego moda wskazywała na obskurnego i nie mającego jednego reala chłopa, zasiadła na zimnym kamulcu. Licho było przemieszczać się po rozłupanych skałach, warstwie błota i niezliczonych szczelinach, ale przywykła do tego żyjąc większość czasu w mieście portowym. Koloseum? Nadęła poliki przypominając sobie dawną świątynie Heraklesa, tak jakby wszystko się ze sobą łączyło, ale skąd znalazły się w tejże warowni tak liczne podobieństwa.

Póki grała na zwłokę, tak z pewnością ktoś dowiedziawszy się, odkryje... że jej nieznajomość rzekomych sztuczek to czysta podpucha. Bóg jeden wie, Ojciec jedyny, kto na nią spoglądał i kiedy. Rozejrzała się ukradkiem wokół i na szybko wykonała znak krzyża. Tylko Mateczka by się dowiedziała, a od razu wieźli by ją karocą, a niżeli bili i przywdziewali w szmaciane brudy. Powinna mimo wszystko sobie powtórzyć lekcje, bo czymże właściwie był szósty zmysł? Skąd tak pospolita nazwa, a gdzie i te pozostałe zmysły się podziały? Kiedyś Papa wyjaśniał na podstawie jednej z ksiąg usytuowanych w ich rodzimej bibliotece. Uniosła głowę ku niebiosom i wystawiła dłoń, a następnie zaczęła wystawiać palce po kolei i liczyć. Wzrok, słuch, smak, węch i dotyk...niczego nie pominęłam? Noż pięć jest przecie... i szósty zmysł. To uczucie, inne od motylków fruwających w brzuchu na widok młodzieńca ubiegającego się o jej względy. Tutaj z pewnością takich nie będzie, bo tylko walka i służba w śmierci im zapewne w głowach. To się czuje, ale czy można faktycznie się tego nauczyć... najwyraźniej tak.

Spoglądała na dwójkę mężczyzn walczących między sobą. W całej surowości przyglądała im się, jak wymieniali między sobą błyskawiczne ciosy. Nadal wolne i oczywiste, ale nie mogła o sobie rzec nazbyt więcej. Nigdy nie walczyła, a z konieczności ujawniała swój skryty dar. Boski dar, bo byle śmiertelnik by takiego błogosławieństwa nie dostąpił, ale jak we swej mądrości mieliby ów boski dar wykorzystywać? Ileż to pokus jest, ach wybacz mi Panie mój, za te grzeszne myśli. Wyrwała się z czeluści własnych myśli i rozejrzała się wokół. Nikt nie przybędzie wyswobodzić jej z owej monotonii o miarach iście kolosalnych? Jako to koloseum? Banda dzieci portowych większy spektakl dawała okładając się kijami, a niżeli ci uczniowie okładający się na pięści. Ile z nich posiada ten sam dar, skoro z taką otwartością do niej ówcześnie na owe tematy przemawiali... czy których z nich zaiskrzy w jej oczach? Tak...z pewnością, ale kiedy?
Zgarbiła się, opierając głowę o otwarte dłonie, które za podstawę ręce wzięły jej grube uda i gdybała...

[OCC - Trening start: 31.03.2020 - 23:23]
Maou
Maou
Liczba postów : 20

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Sob Kwi 04, 2020 9:30 pm
Został podniesiony prawie jak niemowlę. Mimo swojej postury, czół się jakby jego przeciwnik miał kolosalną siłę. Jego nadgarstek płonął bólem, a mimika żółwia nie wykazywała żadnej zmiany. Naprawdę czuł się jakby walczył z kimś o wiele wyższej Ligi. Zdecydowanie według niego, ukrywał swoją siłę.
Maou otrzepał się z kurzu i powiedział kilka słów do mężczyzny.
- Nauczycielu dziękuję ci za twoje rady w treningu.
Czasem rozwijanie swoich umiejętności nie polega wyłącznie na wykonywaniu ciosów, ale i przemyśleniu swojej siły. Pokazał mu swoje żałosne umiejętności a mężczyzna i tak potraktował go z szacunkiem, więc ukłonił się mu głęboko oddając szacunek.
- Uświadomiłem swoją słabość i muszę dokonać zmiany swojego światopoglądu. Praktycznie pokazałem już wszystkie swoje ruchy które niezbyt były imponujące. Gdybym nadal ich używał, to uważam że moja poprawa mogłaby być niewielka
Założył ręce na swojej piersi. Przez chwilę w ciszy zastanawiał się nad swoim następnym ruchem. Chciał poszukać swojej dalszej drogi ku doskonałości. Tylko nie wiedział, jak to rozplanować na obecnym etapie.
Nagle wpadł na świetny pomysł. Jeśli nie potrafił zrobić tego sam, może dobrotliwy przywódca by coś podpowiedział?
-Chciałbym dalej rozwijać umiejętności w prawdziwej Walce. Może miałbyś jakieś zadanie, gdy ujrzałeś mą siłę? Chociaż na obecnym poziomie potrzebowałbym pewnie pomocy.

OCC:
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Wto Kwi 07, 2020 7:47 pm
___Bez jakiejkolwiek reakcji, Spook najpierw oberwał, potem zaniechał jakiegokolwiek ruchu, wsłuchując się w słowa Maou. Wydawało się, że przez chwilę kompletnie zamarł, nie było słychać jego oddechu, gdy tak oczami maski wpatrywał się w mężczyznę... Aż po podejrzanie długiej chwili skinął powoli głową, jakby miał ją na sznurku. Wyprostował się, zwracając zakryte oblicze w stronę początkującego wojownika, jakby wwiercał swoje spojrzenie w jego duszę... Albo i nie. Któż odgadnie o czym myślał? Odwrócił się do niego bokiem.
___Walka zawsze jest trudna. - odpowiedział swoim pustym głosem Spook. - Ćwicz i walcz. Silni żyją, słabi umierają. Przeważnie. - powiedział, jego ostatnie słowo nosiło w sobie niemal jakąś emocję, ale tak słabą, że trudno było określić czy w ogóle tam była, czy to tylko słuch płatał Maou figle.
___Nagle coś uderzyło o ziemię z głośnym łoskotem, choć uderzenie to dość nietrafne określenie. Z blanków zamku, otaczającego dach od strony placu ćwiczebnego, obsunął się jeden z gładko ociosanych kamieni. Foremny głaz wbił się w popękaną i tak ziemię, rąbnął o nią zdrowo z gracją upadającej góry, robiąc drobne wgłębienie w wybrukowanej posadzce. Zrobił to z ogłuszającym hukiem, aż pękł na pół - i to niewiele, ponad metr od siedzącej Beatrycze. Paru ćwiczących, którzy byli tego świadkiem, wzdrygnęli się i odsunęli, ale Spook od razu skierował się w tamtą stronę. Przystanął o krok przed głazem i jakby na czas kilku uderzeń serca znów znieruchomiał, nim w końcu się poruszył. Spojrzał przelotnie na dziewczynę, ale po krótkim spojrzeniu schylił głowę w dół, oceniając kamień, przyglądając się pęknięciu i ziemi dookoła. Na koniec podniósł głowę, patrząc w niebo. Nic... Nic nie było widać - solidny, wytrzymujący wieki dach wyglądał jak co dnia, tak samo. Nikt nie podejrzewał, że blanki zaczną same z siebie się sypać... A na pewno nie Spook.
___Znowu. - powiedział w końcu beznamiętnym tonem.
Sponsored content

Plac ćwiczebny Empty Re: Plac ćwiczebny

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach